Szanujmy się nie tylko od święta.


 “Nauczyłam się mówić “nie” przez szacunek dla ważniejszego “tak” w moim życiu.”

– Stephen R. Covey

Grudzień i pierwsze dziewicze płatki śniegu, przypomniało że już nie długo nastanie czas świąt, ludzkiej życzliwości, otoczki jaki wytwarza klimat Bożego Narodzenia, a póki co, wpadłam w dziwny stupor który wytworzyły pewne sytuacje, trochę dziwne, dla mnie wprawiające w szok, a przecież posiadająca '' trochę '' lat nie powinnam być pod żadnym względem w zadziwieniu, a jednak zawsze jestem...Być może jest to sprawą tego, że znajduje się w sytuacji pomiędzy bycia młotem a kowadłem, pomiędzy ludźmi życzliwymi a tymi którzy mają za nic uczucia drugiego człowieka, uwzględniając własny cel, i dążenie po trupach do nich, stoję i wadzę im na drodze, jestem jak kula u nogi, jak przypadek który natrafił na tarana, który z braku laku lepszej osoby, zrzucił całą winę, wyrzuty sumienia na mnie. I mam poczucie bycia słupem soli, jakoś nie mogę się pozbierać, bo pewne sytuacje pokazują moją bezradność wobec chorego systemu, wyrobienia sobie ludzkiego wynaturzenia, braku szacunku dla drugiej osoby, bez sentymentu mając za nic moje uczucia, bo jego tu i teraz jest ważne... i chyba zawsze tak było. Pokręcone, ale takie jest życie. 

Pisząc recenzje, nie raz i nie dwa, odnosiłam się do tego, że nie jestem krytykiem, acz piszę tak jak czuję, nie analizuję, nie doszukuję się jednej niewiadomej, nie tworzę rozprawki, nie stygmatyzuje, nie opluwam, nie hejtuję...i źle, bardzo źle, bo dziś każdy ma prawo wytknąć, że powieść którą przeczytałam, za którą zapłaciłam, będąca rekomendacją osoby sławnej, celebryty, ukazywana na forach, na portalach okołoksiążkowych, polecana, miała lśnić, błyszczeć, prawie leżeć i pachnieć. Jeśli inni recenzenci, wyłuszczają dobre i te ZŁE strony książki, mając za nic pracę autora, wkład, pot, niemal grozę, dlaczego ja jestem WSTRZEMIĘŹLIWA? Bo ich szanuję, bo nie chcę robić książce krzywdy, zawsze uważałam że najgorszą rzeczą jest opluć coś, co się nie obroni, postawić przed złym światłem, określić mianem - słaba, nudna, miałka - wiadomo jak to działa, nikt nie kupi, każdy obejdzie się smakiem, a przecież wiadomo nie od dziś że to co mnie się nie podoba, nie znaczy że i całemu światu. Starałam się dawać recenzje ogólnie pisząc, chwaląc, stawiając najwyższe noty, bo dla mnie może być arcydziełem, chociaż nie czytałam nigdy arcydzieła, uważam że miano to zasługuje na powieść która zostanie w sercu i wyryje wielką czcionką swoje postulaty, co w niej takiego godnego  że pragniemy ją zachować dla siebie na wieczność. Ocena dla mnie nie jest subiektywna bo stanowi pewien niesprawiedliwy proceder, dla mnie 10 a dla innych ledwo 3, jest przykładem jak ją widzimy, czujemy, dla mnie łapiąca struktur wrażliwości, inni liczą na coś bardziej dogłębnego...Recenzent to darmowa reklama, przedłużająca życie książce, choćby była ona ze złota, nie czarujmy się, nie przetrwa w pamięci dłużej jak miesiąc. Cała chwila, chwała trwa pięć dosłownie minut. Od dnia premiery po ustawiczne spotkania autorskie, zaproszenia przez radio, wydawnictwa, biblioteki, nawet się nie obejrzy autor najnowszej polecanej książki, a już na tapetę wskakuje inne nazwisko, inny tytuł. Żegnaj Gienia, świat się zmienia, do widzenia. Można tylko mieć nadzieję i żywić w niej wiarę, że nasz autor szybko napiszę kolejną powieść, i karuzela będzie grać i huczeć w takim samym tempie. Ale zanim to nastąpi. Takiemu '' artyście ; często grubo, miesza się pod kopułą niewysublimowanych myśli, pomysłów, twierdzenia że takiej pisarzyny nie ma i świat dawno nie zobaczy. Niech żyje sobie we własnych mrzonkach, kto bogatemu zabroni, ale niech szanuję pracę innych, recenzentów, twórców portali, tych ludzi którzy po premierze jeszcze dobrym słowem wspomogą. Są autorzy którzy potrafią napisać, '' nie chce się czepiać ale weź popraw błędy '' Owszem błędy są bolesne, są jak wyrzut, jak obelga, bo prezentując jego książkę pragnie się wszystko widzieć w świetle idealnego blichtru. Nawet taki spójnik może i ma prawo doprowadzić do niemal zawału. Co w tedy czuję? Jak wszystko opada, bo na co mi ta praca, która niczemu, nikomu nie służy, idzie na marne, jakiś spójnik pokonał mnie, powalił, jeden nie świadomie postawiony, spójnik, który zniweczył całą moją recenzje, nie ważne co napisałam , czy z sensem, takie rzucone dziękuję bardzo, takie ot wykonała swoją powinność, wymagania każdy ma, dostałam książkę która , nie czarujmy się, z przeznaczeniem dla recenzentów, jest nakładem wydawnictwa, udostępniana w liczbach takich i takich, a że z drobnym tete a tete, każde szanujące się wydawnictwo lub autor potrafi  wyjść z prezentem dla recenzenta, patronatu. No cóż, stało się, mleko się wylało, trochę boli, bo uważałam tego kolorowego ptaka za swojego idola, przyjaciela, a tu masz ci los. Taki pstryczek w nos. 

Sytuacja pokazuje kim jesteśmy dla człowieka w chwilach kiedy potrzebuje od Ciebie pomocy, uwagi, kiedy niszowe wydawnictwa nie robiły tyle rabanu, kiedy premiera książki obchodziła się z autorem po cichu, bez rozgłosu, w tedy każda możliwa uwaga była na wagę złota. Kogo to obchodzi ile Ciebie kosztuje zrobienie zdjęcia, ile kosztują cię komponenty, ile czasu musisz poświęć na napisanie recenzji, ma być, bo im się należy. Kiedy Ty zrobisz mały błąd, masz wytknięte,  zapomniano już że takową osobę wspierałeś, byłeś zawsze z nią w dobrych i złych momentach, jak dobry duch, jak przyjaciel. Ile dziś z tego zostało? Dziwne uczucie...jakiś niesmak. Nie pragnę poklasku, lecz szacunku, docenienia że to co robię dla autorów jest ważne, dla mnie i dla nich samych. Niech docenią i zauważą wielki wkład również w to czy ich powieść przeżyje dzień dłużej czy miesiąc. A traktowanie człowieka przedmiotowo, tylko świadczy o tym kim są. 


“(…) uczciwość to najbardziej podstawowy element osobowości tych, którzy darzą życie autentycznym szacunkiem.”– Hal Urban


Komentarze