Prelekcja.

Diego Galdino, Pierwsza kawa o poranku

Dwa lata temu zakładając profil na Instagramie, uważałam je jako kolejne konto gdzie pozostawię ślad swojej bytności w postaci zdjęć, hashtagów, i lekkich zapisków których raczej nikt nie czyta. Zaczęło się banalnie, jak zawsze, nie winne pierwsze kroki, pierwsze próby fotografii, zabawa ze słowem. W międzyczasie poznawałam tajniki Bookstagramu, ludzi obcującymi na co dzień z książką, piszącymi subiektywne opinie relacjonując je na żywo, wrzucając je w story, promocja , konkursy, premiery, wszystko to co ma w zwyczaju przyciągnąć uwagę czytelnika lub obserwatora by z zaciekawieniem zainspirować danym towarem, wypromować nie tylko stylistycznie książkę ubierając ją w piękny peniuar kolorowego papierka, lecz także skupić uwagę na autorze. Dziś taka taktyka jest standardowa, i naturalna, czerpią na tym dwie strony, recenzent, wydawca, autor. Pierwszy pozyskuje książkę od wydawcy by potem pozostawić ślad dobrej lub złej opinii, w zależności czy książka się spodobała by kolejnym krokiem autor zbierał laury. Czy na pewno nie ma nic za free? Wszystko zależy od współpracy z wydawnictwami, z terminowością, z oczekiwaniem na kolejne przesyłki. Jakieś dziesięć lat temu, lub piętnaście było to nie do pomyślenia by człowiek od wydawcy dostał książkę drogą pantoflową, przedterminowo by móc ją przeczytać szybciej niż znajdzie sie na regale w księgarni trzeba było być płatnym recenzentem lub patronatem danej powieści, wydawnictwa  i autora. Dziś każdego dnia zawalają nas nowinki które jak grzyby po deszczu wyrastają z coraz to nowych wydawnictw, promują, narzucając swoje miejsce na ziemi, autorzy z kilku mnożą się i dzielą a każdy z nich jest tym numer jeden, najlepszy, najmądrzejszy, wyjątkowy. Wiecie każdy chce mieć pięć minut, każdy chce pisać jeśli tylko poczuje takie pragnienie jak wenę, czy potrzebę wylania własnych emocji, pomysłów na papier. Jak to ktoś powiedział, są dobre książki i dobre, żadna z nich nigdy nie jest najgorszą bo zwykłemu czytelnikowi podpasuje lub nie, do ręki weźnie ktoś inny kto będzie zachwycony fabułą. Niestety żyjemy w świecie gdzie obrażanie innych, słusznie lub nie nazywane hejtem , sprowadza recenzentów do pionu. Zawsze uważałam że jeśli chcę dzielić się opinią książki, jeśli moim celem jest propozycja by po nią sięgnąć, założyłam sobie z góry że te opisy będą rzetelne, szczere i nikt je nie podkopie. Tu nie chodzi o to by obrażać autora, jeśli książka uzyska negatywną opinię, powinno pozostawić się miejsce dla kolejnego czytelnika, pomimo wszystko zachęcić aby sam wyraził własne zdanie, na tym polega dyskusja. Kierowałam się zawsze pewnymi własnymi zasadami, że moje zdanie jest najważniejsze, rzadko kiedy sięgałam po porównanie innych recenzentów, nie klasyfikowałam książek dzieląc je na statystyki, dobre, czy złe, ot pisałam własne spostrzeżenia i nikt nie sugerował się moim skromnym zdaniem. Aż kiedy to opisałam Margaret Atwood ; Opowieść Podręcznej ; Dla mnie powieść słaba, filozoficzna, z wszelkimi próbami jej zrozumienia dałam ocenę słabą bo skala od 1/10 spadła do 1 , zaznaczyłam że to moje zdanie i oddałam głos reszcie. pomimo iż nikt mnie nie obraził, było czuć brakiem zrozumienia, a przecież nikomu tłumaczyć nie będę dlaczego tak a nie, NIE! bo książki nie poczułam z wszelkim wybuchem entuzjazmu. Skoro wszystkim się podobało, to co ze mną jest nie tak że ona mi nie podeszła? A potem naszła mnie myśl iż to mój styl, ja nie jestem wszyscy i nie mam na imię każda a jako recenzent który troszkę przypomina krytyka filmowego ma prawo wyrazić własne zdanie, nadać jemu sens tak jak to widzi i czuję. Oczywiście że każdy próbował mnie przekonywać nie tyle do zmiany zdania w opinii, lecz narzucić pragnienie sięgnięcia po wyżej, więcej, film bo i ekranizacja pojawiła się jako hit HBO. Nie rzuciłam pomysłu by sięgnąć choćby z samej ciekawości po ; Testamenty ; które to po trzydziestu latach znalazły się na najwyższej półce bestselerów.
I taka myśl mnie naszła, opiniotwórcza, skłaniająca do refleksji, skoro znam tylu autorów, gdzie przeważnie uwielbiam spotkania autorskie, bo uważam że nic tak człowieka nie spaja jak obecność i pytania które pozwalają poznać nie tylko twórczość autora, co samego jako człowieka, posiadając namiastkę własnych słów, przelewam na wirtualny papier to czym jest styl, własny bo nie wysublimowany, gdyż moje słowa pragnę utkać z własnych myśli a nie innych ludzi bo moda dziś kreuje takie postacie , które lubią włazić w dupę i nie tylko. Pisząc recenzje poznajemy także charakter jak i stylistykę danej osoby, co go skłoniło by wziąć do ręki akurat tę książkę, co przykuło uwagę, co ma w sobie, co zainteresowało tak bardzo że dana postać dała plusa lub minusa. Krytyka jest straszna, boli kiedy kopią nasze ego,ciężko wziąć na klatę i przyznać się że cóż, taka jestem, nikomu niczego nie będę udowadniać bo ktoś by chciał by gówno błyszczało, pachniało fiołkami, a to zawsze będzie gówno, nigdy mi nie chodziło by przypodobać się do jakieś enklawy, grupy ludzi których nie znam i nie poznam, nie zależy mi na tym by być klepaną po plecach, ot szacunek dla mnie i tym samym się odwdzięczę. A przecież w śród recenzentów różne plotki biegają o tym że wydawnictwa wymuszają dobre recenzje, dobre noty, opinie, zdanie, masz pisać dobrze pomimo że to gniot. Nikt nie podważy mojego skromnego zdania bo jeśli ulegnę na samym początku ile moje zdanie będzie kosztować, liczyć się? Kim się stanę w takim bądź razie? Bycie sobą na każdym kroku udowadniania swoją walkę o przetrwanie w świecie gdzie rządzą homofoby, gdzie podgatunek ludzki zwany Ideologią stanowi tyle co brud za paznokciem , kiedy inność w wykonaniu LGBT to nic innego jak stwory z innej galaktyki które jak szarańcza obsiadły naszą planetę, kiedy to od małego dzieci potrafią szczerze szydzić i pluć jadem w stronę kolegi a tylko dlatego że nie ma takiego gadżetu jaki ma ON, czy bycie rasistą jest fajne? Dla tych osób jest to zwykła mentalność ludzka, nie potrafią inaczej, bo zawiść jako uczucie dla nich normalne i standardowe zalała fala chęci tępienia nie tylko czarnoskórych , ale homoseksualistów ale i takich co i z religią i pedofilią nie mają nic wspólnego. Wyrażenie własnego zdania może stanowić szkodę dla autora tych słów jak i wykluczenie ze społeczeństwa za własne poglądy styl, religię, za wiarę i jej brak, za poglądy polityczne o których radzą dyskutować czy wymieniać własne doświadczenia, a czy nie lepiej trzymać gębę na kłutkę? Wobec rasizmu, nietolerancji, homofobii jestem jak sparaliżowana, jak niepełnosprawna, jak trudno wychować dzieci w dzisiejszej teraźniejszości, jak stworzyć im warunki kiedy na każdym kroku są tępione za brak własnej obrony?
A kiedy już wyjdziesz spoza nawias i napiszesz to co czujesz, dostaniesz siekierą po plecach, będą patrzeć na ciebie poprzez palce, badać twoje możliwości, zaufają kolejnej ocenie? A czy to takie ważne? najważniejsze by mówili, nie ważne co, byle by mówili. Dla mnie to pasja , czytelnicza zajawka, hobby które nie ma nic wspólnego z rywalizacją.
Każdemu życzę własnych koników, zajawek...

Komentarze