Nic sie nie dzieje...wszystko się dzieje...




; Grzegorz śpi. Z trudem powstrzymałam się żeby go znów nie pocałować.
Spieprzyłam osiem ostatnich lat, i to nie jest jego wina.
Czyja to wina? Moja.
Dzieci są dziećmi, Hania, Piotruś są dziećmi, Mimi jest niemowlęciem,
a ja jestem matką. Tylko tyle. …Aż tyle.
Bo nie jestem matką. Jestem megamatką. Matką? Jestem idiotką nie matką. Jestem maniaczką, muszę kontrolować wszystko.
Ale ile jest państw w Afryce, nie wiem.
Ile jest państw w Afryce?;
- Krystyna Janda ( frag. ; Kobieta krytyczna ; ).

Styczeń powoli pakuje swoje manatki, mam wrażenie że upadła moja psycha, potoczyła się gdzieś chwilowo ukazując środkowy palec, bycie matką to ustawiczna walka z wiatrakami, to same obowiązki ( stwierdzenie teściowej ( kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma dzieci ten ma smród ) ), zero przyjemności ( dygresja koleżanek - te poszły się rąbać z chwilą wydobycin a nie porodu , narodzin pierworodnej, kobiety rodzące przez duże dwa CC są poza wszelką dyskusją połowicznie matkami poprzez zabieg, jestem naznaczona w takim bądź razie), daleka od ; jak mi się nie chce ; ( lenistwo jest próżnością ), więc my matki z chwilą porodu narzucamy na plechy wielki krzyż poświecenia. Nikt nam nie obiecuje medali z kartofla a my go nie oczekujemy, ot tak jest od zarania dziejów i pokoleń że macierzyństwo wiąże się z rożnymi sytuacjami, często krytycznymi bo nagle stajesz gdzieś pomiędzy wyborem co jest dobre dla Ciebie a co dla reszty świata. Od trzynastu lat walczę  ( prawie sama z sobą - ona jest tylko świadkiem mych upadków, lekkich wzlotów ), z córką o zaznaczanie terenu ( prawie jak kot ), pokonujemy blokady  - sprawdzamy się na ile możemy sobie pozwolić, nie bacząc na emocje, wartości, reakcje i te interakcje które doprowadzają cie prawie do ostateczności, ciągle uczysz się i zapominasz że ; kiedyś też taki byłeś/aś ; nic nie usprawiedliwia naszych zachowań że my zawsze jako mamy chcemy DOBRZE dla naszego dziecka ( cokolwiek to znaczy ), staramy się przekazać dla nich jak najwięcej by wylatując z gniazda nasze pociechy ( pisklaki ), potrafiły wybrać jak najlepszą drogę dla siebie a że często niestety ONE nie słuchają, zbaczają, wybierają ścieżki, dróżki, trakty jednokierunkowe na własne kopyto uważając przy tym że są już dorośli i wiedzą lepiej, więcej! ; i weź zejdź ze mnie bo mi duszno ; znasz to? wszystko przede mną, bunt nastolatka, odwieczna walka pokoleniowa, porównawcza bo za naszych czasów, a teraz to ja nie wiem co się porobiło z młodzieżą, zapominamy często że sami tacy byliśmy ale kto nas pyta o zdanie a przeważnie i zdecydowanie pragniemy dla nich tego czego sami nie dostaliśmy, nasze próżne ego zostaje chwilowo zalakowane jak u dentysty, chwilowy odpust spokoju nad tym co może przynieść dzień, ten z kolei jest jedną wielką niewiadomą a my pomimo trzydziestu parę lat stajemy się jak nasi rodzice dla nas - dinozaurami. Przypomniała mi się pewna zabawna historia z przed kilku lat -  wchodzę proszę ja Was z zakupami, okutana do klatki, ledwo się niosę, bo lodówka pusta, dzieciaki bawią się w poszukiwaczy ( grzebią po półkach, wyjadają resztki starych chrupek, ciastek, wszystkiego tego czego by na co dzień do gęby nie wsadzili a skoro NIC nie ma to się TO nada i co dziwne że nawet jak z lodówki się wysypuje zawartość wszelkiego dobra to i tak powiedzą Ci że nic nie ma), a na klatce schodowej ; młodzieżówka ; stoją przy kaloryferze i spijają browary bo co im tam, wchodzę i przeciskam się pomiędzy chłopakami co to ledwo od ziemi odrosło, mleko jeszcze pod nosem ale cwaniaki, palą, piją i wielka dyskusja, ja między nimi z tymi siatami, czuje jak mi rączki od reklamówek wrzynają się w palce, jak te ręce już wlokę i myśl ; byle na trzecie piętro ; jeden z nich NAGLE zastąpił mi drogę i rzecze :
- Niech paniusia da te tyty bo się paniusia oberwie - wszystko w śmiech.
- Dziękuję poradzę sobie  - kłamie mu prosto w twarz.
- A jednak pomogę bo się paniusi pipa oberwie i kto to będzie zbierał...- śmiech już doszedł do trzeciego pietra.
- Dam sobie radę, dziękuję  - oddałam tyty za obraz nędzy i rozpaczy mojej zdezelowanej macicy ( co to robi wyobraźnia ). 
Dla nich to my jesteśmy jak stare i przeterminowane  produkty niższej rangi, język którego niby ojczysty a uczę się każdego dnia od nowa, wprawia jak gusta w osłupienie, idę ulicą, minus parę stopni, przede mną kroczą dziewczyny z gimnazjum, ewentualnie początek średniej - śnieg, chlapa a te adidaski na nogach i bez skarpet, odpięte kurtki, krótkie rękawy,  myślisz chore to, będą i chore i na głowę upadły, kto tak chodzi? co za moda? pamiętam jak w latach 90' modne były kurteczki do pępka, czy zimno czy nie nosiło się na gołych nerkach bo co i kto mi zabroni, dziś co druga posiadaczka tego przyodzienia walczy z korzonkami, nerkami, bólami...niestety moda ma to do siebie że trzeba często poświęcić się dla zasady i ogółu, co powiedzą inni jeśli nie podrę swoich ukochanych spodni? koszulki, nie będę posiadaczem marki która wypchnie mnie na powierzchnie wody?  młodość to hormony, to odwieczna walka o własne zdanie, poglądy, gusta, my jako rodzice wiemy że jesteśmy na straconej pozycji, to co było kiedyś, jak my byliśmy wychowani, że doceniamy dzisiaj wartości towarzyskie jak choćby place zabaw z wszelkimi grami, z ludźmi którzy nas spajają, wspomnienia które są piękne i często do nich się wraca, że tak samo działali nasi rodzice wspominając jak to było po wojnie, jak się życie toczyło, czym i jaki wizerunek sprawiali rodzice, byli jak i nauczyciele autorytetem. Dzisiaj wypchnięcie swego dziecka na dwór by się pobawiło to jest szczyt absurdu ( tam nie ma nikogo, place zabaw puste, brak dzieci , internetu, wi-wi, też nie ma),  brak fantazji, wyobraźni, sami nie potrafią wymyślić zabawy, coraz mniej w nich wrażliwości, empatii skierowanej do drugiego człowieka, zastanawiam się jakie będzie pokolenie naszych wnuków? Mam wrażenie że stałam się biernym widzem pokolenia które ma problemy z utrzymaniem młotka w ręce ( co to jest i na co to komu?), które jedno co potrafią to reaktywować się w robieniu mega bałaganu, posiadają kłopot z przyznawaniem się do winy, z legalnym paleniem papierosów i piciem browningów gdzie nikt nie ma prawa zwracać uwagi na takie szczegóły, nie posiadają pasji która by ich interesowała , o którą by dbali i się rozwijali, oni przechodzą z etapu do etapu, z le-vela na le-vel pokonując własne przeszkody które dla nas są śmieszne a dla nich sprawiają kłopoty. Wychowaj człowieka w tych czasach które byłoby ; normalne ; daje tyle że dla innych będzie inne, nie tolerowane, nie akceptowane - gorsze dlatego że posiadałoby umiejętność radzenia sobie w świecie dzisiejszej technologii i cyfryzacji, lepszy od reszty rówieśników a to doprowadziłoby do klęski i granicy samotności. Więc możne skupmy się na wypośrodkowaniu i machnięciu ręki że istny bałagan to nie skutek lenistwa a nasze geny ( też tak upychałam po kątach papierki twierdząc że zbieram kolorowe i pachnące na odwieczną pamiątkę do puki mama nie znalazła, nie posprzątała z tą taką samą miną jaką kieruję do córki swej najstarszej ), że brak inicjatywy na spędzanie czasu wolnego to nie lenistwo ani brak wyobraźni, tylko chęć wciągnięcia rodzica do zabawy, odwrócenia tym samym uwagi od telewizora, komputera, zachęta do gry to wspólny czas który tworzy więzi, ładnie napisane, niekiedy zdarza się że faktycznie działa ze skutkiem optymizmu. To że jesteśmy rodzicami, osobami które jak jaszczurki zgubiły ogonki, jak węże skórę, przeobraziliśmy się z larwy na poczwarkę to nie znaczy że już nastała amnezja, że nie pamiętamy gier takich jak kapsle , jak skakanie w gumę, skakankę, klasy, państwa miasta, gry karciane, gry planszowe, śpiew, taniec, czy to znaczy że posiadając przydomek MAMA to już nie wypada, nie wolno, ogranicza się nas tylko do prac domowych, do wytknięcia palcem co wolno a czego nie ( mama wie lepiej, tata wie wszystko ), mam wrażenie że chcemy być za bardzo idealne, że tego oczekują od nas nie dzieci nasze a poradniki, wszelkie bazgroły opisane na łamach książek, media trąbią a jednak trzeba samemu opracować plan działania na najbliższe lata z dzieckiem by pamiętało że nasza mama nie tylko pachniała cynamonem ale uwielbiała być z nami, że nie urodziła nas tylko po to by dać życie nam, ale wychowała na dobrych ludzi w czasach bezwzględnej bezduszności wobec siebie i innych...Ostatnio także złapałam się na tym że coraz bardziej chwalimy cudze dzieci, krytykując własne, nagle posiadanie dziecka to sytuacja krytyczna, jakbyśmy wyobrażały sobie obrazek z reklamy szczęśliwej rodziny, dziecko czyste, zadbane, nie płacze, ciągle się śmieje, ot sielanka, życie weryfikuje wszystko, bo ONO robi kupy sięgające szyi, że puszcza pawie w najmniej odpowiednim momencie, że posiada kolki, że nie ma to nic wspólnego z tym że dla nas nie ma miejsca lub ot ciut na własne przyjemności... że nasze dzieci porównujemy do innych i wywieramy naciski by stały się tymi innymi niż sobą, że skoro Kowalski dostał piątkę z chemii to dlaczego Ty dostałeś tylko trójkę, mógłbyś się postarać, nie bądź głąbem, nie zastanawiamy się nad sensem słów, przekaz prosty, jestem słaby dla mojej mamy, ona by chciała za syna Kowalskiego bo uczy się lepiej ode mnie i nie sprawia kłopotów, ja jestem nikim...a może on nie tyle że się nie nauczył co ma problemy z przyswajaniem wiedzy, ma kłopot z liczbami ścisłymi, dlaczego tak łatwo przychodzi nam krytyka a tak trudno jest powiedzieć JAKA JESTEM Z CIEBIE DUMNA...przecież kochamy nasze dzieci takie jakie są...Gabryś korzysta z logopedy, ma kłopot z s, sz, sepleni, Kornelia wcześniej miała z r, t, k zamieniała tworząc masakrę w pisowni, w mówieniu, czas spędzony u logopedy, wspólna praca z lustrem dała tyle że dziś nie źle mi pyskuje, wiem że pomogliśmy bo to nie wstyd nas hamował ale świadomość że wykonujemy dobrą robotę , że kiedyś po wadzie zgryzu nie będzie śladu. Pomagajmy, nie przeszkadzajmy, nie krytykujmy, chwalmy, kochajmy. A macierzyństwo pomimo błędów przez nas popełnianych to nie katastrofa, błędny wybór a nauka że kocha się za nic...

Komentarze