Kończą się wakacje, urlopy, gdzieś w niedalekiej przyszłości powoli, acz lakonicznie macha do nas szkoła, a my próbujemy przekonać siebie że jakże to już?! wracamy do ławek, pod tablice, nabijać będziemy głowy nauką ważną i mniej, będziemy. To już ostatni rok kroczenia do szkoły do której także uczęszcza mój syn. On kończyć będzie ósmą klasę ( jak to dumnie brzmi, prawda? ), i moja czwarta i ostatnia LO i cóż - matura!. Matura! Syna bierzmowanie, bal ośmioklasisty, moje opijanie końca roku szkolnego, albo zasiądę w ; kozie ;, nie ważne, jakoś to będzie, póki co kolejną namiastką tego co przywołują jeszcze wolno płynące dni sierpnia to książka która powaliła mnie na kolana, nie tyle fabułą, nie odkryłam niczego ; dekadenckiego ; w tekstach i rozdziałach, ale rozbawiła mnie niekiedy do łez. Anna Szczepanek jako ; Nietypowa Matka Polka ; czwórki dzieci, żona Siary, dom na resorach, głowa na obrotach, nabita ( nie mylić z ćwiekami ), pomysłami, podzieliła się swoim doświadczeniem, spojrzeniem na świat, przywołując tym samym szereg wspomnień wyrwanych z kontekstu, od narodzin dzieci po dziś dzień teraźniejszy. Gdyby ktoś spytał mnie o porównanie, co jest lepsze, łatwiejsze w wychowaniu dzieci, okres narodzin, ten dziecięcy, czy nastoletni, to chyba nie ma prostej odpowiedzi, każda pora niesie ze sobą dobre chwile, łączące doświadczenia, jak i aparycję. Pamiętam jak syn miał gdzieś ze trzy latka albo i mniej, ledwo mówił, a jak już powiedział to gubił sławetne r. Poszliśmy do kościoła, była msza wielkanocna, w pewnym momencie ksiądz głośno do mikrofonu powiedział ; Módlmy się ; i nastała grobowa cisza. W tedy mój spokojny i jakże wywarzony syn, wyskoczył jak guma z gaci na środek nawy i z wielką radością krzyczał ; Chuja, chuja ; bez tego r, rzecz jasna. W powieści dowiecie się dużo o porodach, po skoro cztery to zawsze była szansa na zaskoczenie, łzy, rozpacz, wielkie szczęście, uznać można te chwile za koniec oczekiwania męki pańskiej, a jednak poród do Pikuś przez małe p, kiedy przyjdzie zmierzyć się z rzeczywistością zbudowaną na tle codziennych spraw, z humorem, przytupem, jajem i dowcipem a także wywołując melancholię, niekiedy refleksje. Bo narracja jak zawsze podkreślam jest ważna, jeśli to nie ona robi całą robotę w książce, przywołała mi obraz rodziny która na pierwszy rzut oka jest daleka od idealnej, tej z photoshopa, poukładanej, stabilnej, z obrazka wyciętego z czasopisma dla mam. To dramat przewlekany tragikomedią zdarzeń, przypadków, możliwości poznawczych, rozwojowych, unikatowych i nasączonych niewysublimowaną aparycją układu mowy, zmysłów o których nie wiele wiedzieliśmy jak dotąd że istnieją. To nie poradnik, ani tym bardziej kryminał, to szczera prawda o nas samych, ja autorkę już pokochałam, bo babka jakich mało, nowoczesna, idealna matka wariatka, pomysłowa, zasadnicza, ciekawa, do tańca i różańca, optymistka, która uczy się poprzez rodzicielstwo jak być doskonałą matką, ale kto tam by się przejmował epilogiem. Dajmy życiu szanse się wykazać, niech zaskoczy nas, niech wybałuszy oczy jak pragnę zdrowia zacytować Wam fragment który spowodował że książkę zapragnęłam rozciągnąć do niebywałych rozmiarów, dozowałam ją paroma fragmentami, inaczej co by mi pozostało? :
Niesamowita ilość atypowych zachowań, przypadków, anegdot, książkę kieruję nie tylko dla matek z dziećmi które szukają porównań, usprawiedliwień, odpowiedzi na nurtujące pytania, ale do ojców których plan na spłodzenie to nie tylko przekazanie jednego pokręconego plemnika, ale wkład w wychowanie dziecka, to pan domu, pan i władca, kanapowiec, majsterkowicz, który zbudował dom, spłodził syna, zasadził drzewo, skoro zrobił swoje to należy mu się medal z kartofla i mega pomnik. Ale nie będziemy się roztkliwiać nad męską połówką która jest niezbędna do zbudowania jednostki rodziny. Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz