... istniejemy po coś, dla kogoś, czegoś, dla siebie, dla innych...
Za każdym razem kiedy udaje mi się być na spotkaniu autorskim, mam dreszcze fascynacji. Nazywam je tak dlatego że wywołują pioruńskie wrażenie, móc spotkać autora książki którą napisał ( a ja przeczytałam ), móc zadać pytanie mnie nurtujące, lub po prostu posłuchać co też i kim jest sam pisarz, człowiekiem skrytym, otwartym, normalnym, przekombinowanym, wariatem, optymistą a może to flustratem, egocentrykiem, a bo po prostu zbyt pewnym siebie szowinistą, gwiazdą, celebrytą sięgającym głową gwiazd. Nie ważne kim by był i się stał, takie spotkania zbliżają nas czytelników do ów postaci którą wykreował, wymyślił, opisał, stworzył, przełożył fakty na słowa powstające w czcionce, zawsze mnie ciekawiło czym się kierował, jakimi emocjami, jakie posiadał napięcie, czy działał pod wpływem impulsu, depresji, pod nożem, chwili ... Kiedyś ktoś zasugerował mi że pisarze to dziwacy, artyści, wyrzutki, osoby wykluczone, inne, niezrozumiałe, posiadają w sobie moc wrażliwości, widzący świat głębiej, czujący zmysłami, potrafiący opisywać i wymyślać światy równoległe, zobrazować pięknie przyrodę, nanieść wszelkie wartości zwiazane z dogłębnym sięganiem emocji, budząc magię, ciekawość, stworzyć tajemnicę i wnieść zagadkę, że książka nie jest nudna. Takie spotkania przybliżają nas do samego autora, nawet tej jednej pierwszej - debiutanckiej - książki, pozwalają zrozumieć, postawić pytanie, usłyszeć odpowiedź, nawet wniknąć do świata prywatnego, przekonując się że to człowiek z krwi i kości. Ma wady, zalety, lubi koty, psy, spacery, siedzieć po nocy, sam czyta, ogląda filmy, pracuje lub skupia się na innych pasjach. Do takiego spotkania doszło całkiem nie dawno. Owszem książkę przeczytałam z wypiekami na twarzy, temat ujęty w nim, trudny, namacalny, niemal sięgający tabu, dlaczego tabu? pomimo iż każdy wie ( nawet teoretycznie ), czym jest uzależnienie od alkoholu i narkotyków, być może posiadający w rodzinie lub bliższym sobie otoczeniu osobę nadużywającą, widzi, słyszy, ma do czynienia realne z postacią która świadomie rujnuje sobie życie. Co można zrobić? a kto by chciał babrać się w cudzym syfie? obchodzimy gościa szerokim łukiem kręcąc głową z politowania, współczucia, litując się nad tą skrajnością, cieszymy się w duchu że ten marny zaszczyt nas nie spotkał. Ale spotyka innych, w życiu doczesnym, na co dzień, stają się nie tylko obserwatorami ale współuzależnionymi którzy nie wiele mogą, nie wiele chcą zrobić. Patrząc na autora mam przed sobą człowieka który zmarnował swoje dwadzieścia jeden lat życia, przepił, przećpał, jakby zasnął, otumanił go inny wymiar rzeczywistości, ten jeden gram, ten jeden i następny kieliszek, ocknął się jakby w ostatniej chwili chcąc zmienić swoje życie, postanowił wyleczyć się z choroby i zaczął od terapii, ośrodka zamkniętego, od mitingów, zaczął budować siebie małymi kroczkami, dziś budzi szacunek, wyszedł z nałogu, stał się przestrogą a zwłaszcza jego książka - poradnik - jak łatwo się zatracić, jak trudno jest pokonać demony. Każde jego zdanie było traumą przez jaką musiał przejść, doświadczeniem od którego chcę ustrzec matki dzieci, nastolatki, każdego dorosłego. Dziś ma cel, ma plan, na siebie, na życie, na dziś. Jego życie pokazało mi nie tylko na łamach książki, wspomnień, że można zmienić w sobie wszystko, że można obrucić swoje życie o 180 stopni, stać się egoistą z kogo inni będą czerpać korzyści. ; Mnie dwóch. Miesiąc do śmierci ; Tomka Mielcarskiego, wydawnictwo: TEM, jest obrazem człowieka który wyszedł z najgorszego uzależnienia, dlaczego najgorszego? bo podwójnego, ja osobiście chylę głowę, jestem w stanie uwierzyć że w życiu można wiele, wszystko, tylko trzeba chcieć, walczyć o siebie i nowe zdrowe życie.
Komentarze
Prześlij komentarz