Fikołki na trzepaku.

 Biografii, zwłaszcza tych dobrych jest mało, ciekawych i tych które wprowadzają do innych wymiarów, to zaproszenie do świata ludzi znanych, cenionych którzy otwierają swoją przeszłość od oseska po czasy teraźniejsze tych którzy są zainteresowani życiorysem. Taka podróż ku epoce minionych lat, daje obraz dziejom, pokazuje karty historii, losy ludzi najbliższych autorowi, czasem są to smutne opowiastki wtrącające wątki wojenne, naukę, miłosne uniesienia i upadki, zawsze przewija się kultura, sztuka, artysta który pokazuje jak ukształtowały jego wartości przekazywane z pokolenia na pokolenie. Kim się stali gdyby nie pewne wydarzenia, ludzie, przypadek, definiując biografia wpuszcza nas do prywatnego świata czasem egzaltując ironią, parafrazując sarkazmem gdzie przewija się obraz Polski na tle ustrojów, zmian, polityczno - kulturalnych. Często biografia jest charakterystyczna, postać naniesiona na tło budzi respekt lub sympatię, czyta się losy ludzi których znamy z wielkiego ekranu, podziwiamy, lubimy, cenimy, a są to zwyczajni ludzie z wadami i garścią zalet. Jednak Małgorzata Kalicińska przedstawiła swoje życie na tle głębokiego PRL -u, gdzie jej życie toczyło się swawolnym, beztroskim fikołkom na trzepaku, nie mając pojęcia o tym co się dzieje w szarej Rzeczpospolitej, bo jakiego dziecka obchodzi polityka?



; Fikołki na trzepaku ;

Małgorzata Kalicińska

Wydawnictwo: Zysk i S -ka

Literatura: Biografia

W sześćdziesiątym ósmym roku latem dyndałam z koleżankami na trzepaku, przy fikołkach zamiatałam piasek jasnymi warkoczykami. 

Kiedy na półkach sklepowych ; Sam ; widniało wielkie Nic lub butelki z octem i ekspedientki ; Czego! ; mała Goninia niczemu nie świadoma co też w kraju się dzieje ganiała z dzieciakami po warszawskim podwórku bawiąc się przy i na trzepaku jak to robiło się za dzieciaka, to tam zawierały się przyjaźnie, pierwsze sprzeczki na śmierć i życie, to tam wybuchały niesamowite pomysły i zabawy po późny wieczór kiedy to mama z okna krzyczała ; Małgosia, kolacja!!! ; i tak podwórko uklepane, jeszcze czujące osad powojennej zawieruchy osiadał się w raz z gasnącym słońcem, dając odpust nocy która to skrywała tajemnice. Oczami dziewczynki przechodzimy transformacje wielkich zmian, dziwactw, trwożeń i wielkich zachwytów nad dziadkami, ojcem i matką, nad przyjaciółkami i pierwszymi miłościami, by zaobserwować jak zmienia się świat i móc go zrozumieć dziecięcym rozumkiem, krocząc po ulicach warszawy gdzie przewija się obraz jeszcze nie odbudowanej stolicy niosące blizny po okresie wojny, okupacji, bombardowań. Im dziewczynka stawała się starsza tym większe miała zaangażowanie do mody, a trzeba wiedzieć że w latach siedemdziesiątych nie było czym szastać, drelichy, żorżety, materiały które przerabiało się u krawcowej by wyglądać jak modelki z żurnala po płaszczach ojca lub matki, po starych zasłonach a nawet firanach, wkradała się kolorowa fantazja niesiona podmuchem czasu z Francji, Bułgarii, każda chciała mieć stylonki, sukienki kolorowe, przewiewne, radosne, nosić to co w wielkim świecie, wdarła się hipisowska moda na ; dzieci kwiaty ; odważna, stylowa przetykana chustami, swawolnością, bezwstydna... kultura wybuchła w raz ze świadomością że nie tylko socjalistyczną muzykę się żyje i pochodami na którym trzeba było stawić się obowiązkowo, ale zaczął lecieć ; Sopot ; i Wodecki, inne zespoły które ruszyły Polaków do ogólnego poruszenia jak telewizja i co poniedziałkowa kultura mieniąca się w tle ; Teatrem ; czy ; Pegazem ; każdy czekał na czwartkowy seans kryminalny Kobry, a przecież już leciał Czterej pancerni i pies z Hansem Klossem na czele, lubiło się zasiadać przed dobranocką czy obejrzeć Północ południe, Izaure, Bonanze czy inne familijne seriale które oglądało się tak jak patrzyło przez szybę sławnego sklepu Pewex, sam zapach był już zachodni i przykuwał uwagę, dla dzieciaków gumy Donald, czekolady, spodnie Levis i dużo by wymieniać, to jak podróż do przeszłości z Cepelią w tle, a potem wyjazdy by zarobić, sprzedać i się wzbogacić gdzie było widoczne już na trzepaku, bo przeważnie dominowały podobne style, znoszone spodnie po starszym rodzeństwie z łatami ponaszywanymi na kolanach i łokciach, zniszczone buty, byle co i jak, ale nie to było ważne bo dzieciaki nie oceniały się a raczej ważna była zabawa, w chowanego, w ciu, ciu babkę, w sztandar, w zbijanego, chłopaki grały w gałę, potem w pyrę, było co robić...Spotkania rodzinne dziewczynki były zawsze pełne harmideru i gwaru wszelkich ciotek, babek, wujków i kuzynostwa, pomimo braku towaru spożywczych w sklepach stoły uginały się od przekąsek, dań zimnych i gorących, było smacznie i wesoło, a pani domu nadskakiwała wszystkim by nikomu niczego nie brakowało. Panie domu czyli mamy zazwyczaj zajmowały się gospodarstwem domowym, ojciec pracował matka była na podorędziu, z wałkami na głowie lub trwałą ondulacją, przepasana fartuszkiem i w kapciach, zawsze miała co do roboty, wiadomo kto miał Franię ten był bogol, reszta prała na tarce, wieszała, suszyła i prasowała na żelazku z duszą. Czasy ciężkie, uciemiężone brakiem towarów, brakiem dostępu do kultury, pod nadzorem władz bojących się że cenzura zrobi z nich naleśniki, wspomnienia Gosi ożywiają kiedy wspomina te czasy z leguminą, spacerami z tatą, kiedy szczęśliwa była pomimo wielu niewygód, chociażby własnego pokoju, ale nie liczyła szczęścia pomiędzy tym co krył trzepak a tamtejszą rzeczywistością, bo dla niej liczyli się ludzie do których kierowała ciepłe słowa...

W sześćdziesiątym ósmym roku latem dyndałam na trzepaku, a w tym samym czasie z Polski wypędzono Żydów.

Pocztówka z dzieciństwa, zatrzymane w kadrze pamięci i wydobyte za pomocą wspomnień opowieść biograficzna autorki która z niebywałą precyzją, szczegółami prowadzi nas po swoim życiu, od lat dziecięcych po lata szkolne i późniejsze, przeszłości wplatając losy postaci które uczestniczyły w jej życiu, pełna zapachów, kolorów, ciepła i emocjonalna, pełna magii i dowcipu, jakże warto było wrócić nawet do własnego dzieciństwa i przeżyć te chwile jeszcze raz, cofnąć się do przeszłości i samej przypomnieć sobie trzepak za blokiem i nas dzieciaków jak ganialiśmy po podwórku. Klimatyczna, z dużą dozą atmosfery chwil domowych, szkolnych, anegdot i muzyki, wierszy Gałczyńskiego, dla mnie patchwork utkany ze wspomnień, baśń dzisiaj jakże odległa i prawie nie realna, beztroska a jednak trudna, mistyczna, nawet jak na czasy PRL -u dziś nie jeden z nas wraca wspomnieniami z nostalgią, z łezką w oku, najlepsze dzieciństwo, najsmaczniejsze bo kromka chleba posypana cukrem smakowała jak ambrozja, niebo w gębie, daj gryza i każdy się najadł...polecam serdecznie.


Komentarze