Czerwona ziemia.

 W Afryce niemożliwe jest nie tylko możliwe, jest prawdopodobne, a czasami nawet pewne.


Kto z nas nie lubi wycieczek, dalekich podróży do krajów o których wiemy nie wiele, chcemy zdobywać wiedzę, jesteśmy ciekawi kultury, tradycji, dialektów, plemion, przyrody, chcemy doświadczyć i cieszyć się ; innością ; tą jakże odmienną od naszej rodzimej. Wycieczki dalekie niosą ciekawość, zainteresowanie, nutę dreszczy emocji, ale także poznajemy piękno, a raczej mroczną drugą stronę, czym staje się polityka danego kraju, czym rządzą osoby wpływowe, kiedy trafiasz w huragan wojny, kiedy życie staje na włosku i zależy ono od innych ludzi, doceniasz bezpieczeństwo, pokój, stagnację, na którą nie raz się narzeka. 

Biorąc do ręki książkę Marcina Mellera ; Czerwona ziemia ; nie sądziłam że wpadnę w wir przygody, sensacji, w utopie która niesie dramat ludzi Afryki, nadzieję na jej zakończenie. Thriller który potoczył się dwuwarstwową formą wspomnień, łącząc się po ówczesne czasy, gdzie tylko rodzic wie jaką można doznać siły odkupując winy wobec syna. Poznacie ile znaczy miłość bezwarunkowa, tęsknota i piękna Afryka, czerwona ziemia która aż mieni się na tle bujnej zieleni, złudna intryga, bagno które wciąga naiwnych i łatwowiernych, wiara i ludzie którzy jeszcze coś mogą i znaczą. Powieść napisana jak reportaż, niesie lekcje pokory, determinacji, walki o ukazanie prawdziwego oblicza kraju które ukazuje piękno dla turystów, zabawę, bogactwo, a niesie spustoszenie gdzieś na uboczach w strefach zakazanych, gdzie toczy się wojna polityczna, gdzie szaleją rebelianci którzy porywają ; Białych ; dla okupu, dla postrachu i poklasku. Poznacie obraz rozbitego małżeństwa, poszarpanych relacji ojca z synem, niemocy nowej żony i jej bezradności wobec okoliczności, próby odzyskania zaufania i dobrych relacji, fajnie pokierowana fabuła daje tyle, że śmiało można wejść w buty bohatera, poczuć strach kiedy strzelają, mając świadomość realnego pościgu, wiedząc czym jest lęk nie tylko o siebie, zobaczyć oczami śmierć ludzi bezbronnych, mając smak euforii, napięcia, endorfin, poczucia winy..

W 1996r. Wiktor jako młody i początkujący reporter wyjeżdża do Afryki z poznaną wolontariuszką Florence gdzie mogli wspólnie podziwiać piękno Afryki rozpostartej na tle iskrzącej się na północy Ugandy wojny. Śmie nadmieniać że stali się niemal jej  realno - namacalną częścią, czy gdyby wiedzieli jaka ich czeka przygoda niebezpieczna, pchali by się w samo piekło burzy? Ale czy przygoda przeważnie nie ocieka ślinką rządzy? Czy sami nie raz rzucamy się w wir otchłani? Wychodząc obronną ręką wobec rebeliantów, toczącej się wojny, można poczuć bezpieczeństwo? Wpadasz w pralkę, przeżyjesz jeśli uda ci się uniknąć kul, strzelania, mordobicia, guseł, cholernej grengolady, można uważać życie za normalne? Ale tak było, wojna, strzelanka, jakiś białas na horyzoncie w padł środek strzelnicy...uf...udało się uszedł z życiem...Ale kiedy Syn Wiktoria jedzie śladami ojca do Afryki, który przemierzył ją wzdłuż i wrzesz i uderza do Ugandy...W latach 2020, ślady giną,  do Gulu który miał być celem podróży nie dociera, co się z nim stało...Wiktor jedzie by odnaleźć syna, dopiero na miejscu dowiaduje się ile jest z nim , ile przeciw osób co pragną prawdy, co stało się z Marcinem wiedzą ci z  polityki, osoby co chcą okupu, wszelkie poszlaki, śledztwo utknęło w martwym punkcie, ale czy na pewno? Podjęte wcześniej decyzje przyniosą nieoczekiwane skutki, które przewrócą cały ówczesny światopogląd na całą istniejącą sytuacje. 

 Mądra, niesztampowa książka która nie podlega żadnej dyskusji, jest świetna. Polecam serdecznie. 

Wydawnictwo: WAB


Komentarze