Ballada o pewnej panience.


 Co tam dobrego?

co to jest za pytanie, co dobrego, co może w ogóle być dobrego? Że mam nogi, ręce, a za to nie mam białaczki ani raka odbytu? Że mam co jeść, co pić i że nie wiem, po co mam żyć, bo nikt tego nie wie, ludzie tak tylko żyją, z rozpędu, bo tak jakoś wychodzi, że się rano wstaje, że się połyka śniadanie, że się popija, kawą, że się coś tam robi, oddycha, a potem kładzie się spać i rano znowu, śniadanie i kawa.
Niewiele. A u ciebie?

Powieści Szczepana Twardocha zawsze są dla mnie ciekawostką, stylem, charakterem, piśmienną rapsodią, nutą refleksji, tak refleksji, jego monologi są dogłębne i przenikają mnie na wylot, są trudne, śmieszne, zawierają czarny humor, ironię i sarkazm a także magnetyzm, przewroty fabuły, scenerię, opisy w których się chce być, on sprawia że widzę przedstawiony świat jego oczami, zawsze mi za mało tych treści, słów, akapitów, zdań, porównań. Psychologiczna zabawa z cielesnością, uczucia i emocje które dozuje, bogaty język którym się upajam.

; Ballada o pewnej panience ; to zbiór opowiadań, powiecie specyficzne, powracające monologi, utwierdzające w przekonaniu o czasie i przestrzeni historii miłości, trudnych, niechcianych, niekochanych, ale posiadających moc magii, przyciągania, od których się chce uciec i ulegać. 11 opowiadań które przyciągają, dają do myślenia, pokazują świat przedstawiony oczami autora Wykorzystany styl jaki miałam okazję zapoznać się czytając ; Wieczny Grunwald ; ; Króla; czy ; Morfinę. ; Ten styl, to nazewnictwo, gust, kunszt i rzemiosło pisarskie, nie pozostawia wiele do powiedzenia, ja lubię takie retro, klimaty i atmosferę tamtych czasów, wojennych i smaganych szarugą byłej rzeczywistości. Zawsze pod wrażeniem.

Komentarze