Chołod.


 Proza Szczepana Twardocha ujęła mnie w każdej wydanej przez autora książce, każda z nich jest odrębną historią, opowieścią która przedstawiła mi cechy i charakter powieści, postaci, fabuła, opisana w niewybrednym stylu, z zaciągiem który wymaga zrozumienia dla treści, buduje obraz bohatera i pozwala wczuć się w klimat, a atmosfera powieści ; Chołod ; sięga wysokich szczytów. Niebanalna, trudna, miejscami niewiarygodna, ukazuje klimat polarny, surowe życie, walkę o przetrwanie, ale tak wciągająca narracja może spowodować że wpadniecie w karty historii od 1946 r. poznając głównego bohatera Kondrada Wilgelmowicza, innymi słowy Innosrańca, który dotarł do Chołodu przez śniegi, mróz, lody, z brakiem nadziei, z drwiną, z niebywałą wiedzą poruszania się po takich ziemiach opuszczonych i nie zamieszkanych przez ludzi, niby obcy dla innych, mąż dla Sofie, ojciec dla dwójki dziewczynek, które w raz z matką uciekły by szukać schronienia przed wojną. Władający kilkoma językami, bolszewik który budował ustrój w Rosji Sowieckiej, miłośnik komunizmu oddany rewolucji. Aresztowany i skazany w latach 1937, resztkami sił ucieka z łagru. To był człowiek silny, były marynarz niemieckiej marynarki wojennej podczas pierwszej wojny światowej, Widuch był ambitny, zawistny, niby nie czynił szkody a oddawał za sprawiedliwość tym co nadepnęli mu na odcisk, wyrusza w drogę z pewnym Gabaidze, worem w zakonie, napotkawszy po drodze Ljubow. Co spotykają po drodze, jak zakończy się ta opowieść wręcz nie wiarygodna, mosiężna, okrojona śmiercią, z lekką ironią wiary. Czy Konrad odzyska spokój, wolność? Całą tę historię spisaną do zeszytu jako forma pamiętnika, dostaje Szczepan Twardoch który mając dosyć szarej rzeczywistości udaje się na wyprawę do Spitsberga, gdzie tam poznaje tajemniczą kobietę. Ta znajomość przyniesie wiele znaków zapytania. 

Czytając powieści autora zawsze mam wrażenie że mało jest pisarzy którzy potrafią tak zbudować obraz, tak go przedstawić scenicznie, z tak bogatą treścią, bo język którym posługiwał się autor makronem języka chołodzkiego, czytając śmiało wyobraziłam sobie czełowieka który w gołodzie i chołodzie lazł przez żywot, z lekkim zaciągiem, wracając wątkami do przeszłości, opisując charakter chwil i momentów w którym brał czynny udział, przetrwanie które opisał było jakby wyrwane z kontekstu, nierealne, acz graniczące z cudem, a jednak surowość przyrody arktycznej, posługiwanie się tym co posiadał przy sobie, kanibalizm który jest odrażający a jednak wyciągało się rękę w ostateczności, w obronie własnej przed śmiercią głodową, sceny upadku człowieczeństwa czy heroiczna walka o przetrwanie, nikła nadzieja która była tą wielką iskrą wiary, dawała ostatnie tchnienie by iść na przód. Mocna, dosadna powieść o wnikaniu w głąb siebie, bez pardonu, z wielkim przytupem, nie sztampowa, nie banalna, szczera i mądra, przenikająca w głąb duszy, bo ta historia jest symbolem ludzi którym udało się uciec z warunków nie ludzkich by odnaleźć się w sytuacji beznadziejnej, a jednak tli się zawsze to nikłe światełko ratunku, wyjścia bez wyjścia. Polecam serdecznie. 

Wydawnictwo: Świat Książki.


Komentarze