Zasięgi.


 Wystarczy, że dana jest nam szansa, byśmy mogli stać się tym, czym chcemy.

– José Ortega y Gasset

Przypadkiem natknęłam się na rozmowę Influencerów jak w dobie twórców socjal media nazywa się tym terminem osoby które tworzą profile o znacznym rozgłosie, docierając do rzeszy odbiorców, nawiązując z nimi relacje, budując różne kategorie w których pokazują swoje dzieła, produkty, docierają do innych kont, w ten sposób tworząc łańcuch wsparcia, pracy, pasji, pokazują że można żyć jak się chce, że zabawa która na początku sprawiała wypełnienie dnia, otworzyła nowe możliwości, nawet te zarobkowe. Od jakiegoś czasu staram się by moje zasięgi wzrosły, dotarło do mnie, lub dojrzałam do tej chwili by zdać sobie sprawę że należy wykonać krok do przodu. Skoro na moim blogu mało się dzieje, to dlaczego nie poruszyć ziemię na Instagramie, Facebooku? Tam ludzie mnie znają, kojarzą, są świadomi że zmagam się ze wsparciem bibliotek, wydawnictw, autorów, i coraz częściej i trudniej było mi ruszyć w przyszłość, gdyż stojąc w miejscu zapuszczałam korzenie. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, posłuchałam rad osób które podzieliły się swoim doświadczeniem i stwierdziłam że ich droga do sławy jest podobnie usłana jak moja. Nic nowego nie włożyli do mojej głowy, nic czego bym nie wiedziała, nie kojarzyła, co byłoby dziwne, nie standardowe, zadziwiające. Ot każdy z nich musiał wyjść ze strefy komfortu, pokazać twarz, wyrazić pogląd na dany temat, porobić zdjęć także i tematycznych, jak i ze swoją osobą w roli głównej. To jednak nie wystarczy by zacząć zarabiać. Takie aplikacje stworzone by podnosić zasięgi, tworzyć reklamy w WhitePress czy Google AdSense to tylko wskazówki ułatwiające tworzenie statystyk, odnoszących się do zwiększenia zasięgów, dotarcia do największej ilości osób, przy użyciu reklam, można zarabiać, aby zarabiać wystarczy że posłużysz się wskazówkami marketingowymi na Facebooku, Instagramie i pobierasz miesięczną dawkę flowersów za jedyne, skromne, co łaska. Tę cienką nić, pomiędzy pasją a docieraniem do innych, nowych kont, jest nikła szansa na pozostanie bycia autentycznym, tobie już nie będzie zależeć by dany przedmiot został skierowany w odpowiednie kategorie tematyczne, by zobaczył treść odpowiednia osoba, do której kierowane jest polecanie, już nie bawią wielkie WOW usłyszane, czy też wyklikane w postaci emitonka zdziwienia, szczęścia, staramy się dotrzeć do każdego, nie ważne że temat mu nie pasuje, nam chodzi o zasięgi. W tedy to też łatwo można zgubić własną autentyczność, promujemy coś, co nie koniecznie może być wartościowe, a przecież nie jednokrotnie miałam okazję stać się świadkiem i poczuć na własnej skórze, co to znaczy jak wydawnictwo się obrazi, autor też się obraża. Bo jak to tak, pisać o książce, recenzować ją na własną odpowiedzialność bez użycia zdania pochlebnego autora. A przecież i krytykę należy przyjąć na klatę, ale czy nie powiedziano że krytyka literatury, zwłaszcza literatury - spakowała się i odeszła na wieki wieków? Czy dla autora wielkim wyrazem szacunku nie powinno być, wielkim wyróżnieniem że czytelnik wziął do ręki jego powieść, przeczytał, kupił, zapłacił, poświęcił czas, napisał o niej kilka słów, a autor obraża się tylko dlatego że treść recenzji mu nie podeszła. A ponoć można pisać o wszystkim, przecież nie zawsze, i nie równo wszystko jednakowo nam się podoba. Przeważnie nie skreślam książki, tłumacząc sobie że jeśli mi nie podeszła, bo była według mnie słaba, miałka, nijaka, przereklamowana lub przerysowana, i tak o niej źle nie napiszę, gdyż moja opinia będzie tą niesprawiedliwą. Jeśli książkę polecam, to staram się by byłą tą godną polecenia, w tedy jestem pewna na 100% że wyrażam słowa dobitne, dosadne, bez lizania niczyjej dupy. Tylko dlatego że wydawnictwo mi tę książkę dało za free. Dlatego też większość moich recenzji, opiniotwórczo są kierowane na pozytywne tory, bo pomijam gnioty na które nie mam czasu, ani ochoty się nimi zajmować. A wierzcie mi że tych książek które są obietnicą upojnych coraz dłuższych wieczorów jest mnóstwo, są rekomendowane przez osoby znane, kojarzone, więc z samej tej opinii kupujemy kolejną nieudaną twórczość pisarczyka. Czy moje pisanie jest lepsze czy gorsze od pisania osoby po studiach?
Aby pracować w bibliotece lub zajmować się poważnie tematyką książek, należy posiadać papier humanisty? Czy nie wystarczy człowiek który ma gadane, który potrafi o swojej pasji mówić i zarażać innych, a przecież znam osoby po studiach które parają się w zawodzie bibliotekarz. I wiecie co? Wygląda na to że nie które osoby posadzili za karę na to stanowisko, a że tutaj rąk sobie nie urobisz, nie spocisz się a kawkę w spokoju wypijesz i ciastko połkniesz i to nie jedno, a wiedzę będzie miała ta osoba tyle co ziarenko piasku za paznokciem. I wybierają do pracy takie osoby pokroju, bo to pociotki, poklotki, bo miał plecy tu i tam, i zabiera taki KTOŚ stanowisko pracy takiemu KOMUŚ kto oddałby się w 300%. Ostatnia moja praca w zawodzie pokazała mi, że jeśli ktoś cię chce zatrudnić, to zatrudnia, wystarczy chęć, zaangażowanie, troszkę szczęścia i włala. Tłumaczenie że na stanowisko książkoholika koniecznie potrzebne są papiery, są słowami które można śmiało o kant dupy potłuc. Nawet bym określiła je mianem obrazy. Bo każdy ma szanse pokazać ile jest wart. 

Komentarze