Samosiejki.

 Nie musimy akceptować cudzych przekonań...ale musimy akceptować prawo innych do ich posiadania.

                                                          - Jodi Picoult.




Dominika Słowik (wydawnictwo Literackie), w swojej powieści zbudowanej na kilkunastu opowiadaniach, skupia uwagę na ludzkich nawykach, przyzwyczajeniach, ucieka do natręctw, porusza fobie, paranoje, to co w nas głęboko siedzi, jaką cienką nić oddziela od realizmu, namacalności, bycia świadomym, chowając się pod wieloma dogmatami, pozwalając na nurt biegu wydarzeń, to co przeszkadza, ułatwia życie, przed czym sami uciekamy, co jest zmorą, zniewagą, wadą lub zaletą. Broniąc się przed światem, ukrywamy się w tym bezpiecznym, znanym miejscu który nas chroni, jest mięciutki, bezpieczny, stwarza pozory kokonu, lecz jak łatwo ulegamy takiemu przepoczwarzeniu się chowając głowę w piasek, co nie znaczy że czyni nas to tchórzami, nie musimy wiecznie zmagać się z bycia bohaterem, każdy w swoich pieleszach pragnie być sobą, zdjąć maskę, nałożyć wygodne łapiotki, okryć się pledem i posłuchać tego co w duszy gra. Nikomu nic nie trzeba tłumaczyć, udowadniać. Jednak nie często zdarza się by poruszać tematy naszych nawyków, tego co może nas denerwować, tego co może wzbudzać zainteresowanie, niesmak, dziwne, nie znane osobliwości drugiej naszej strony prawdziwego oblicza. Podany przykład kobiety która wystawia swoją roślinkę na klatkę schodową, jednak męczy ją to że została samotna, porzucona, bez wody, zdana na przeciągi, na brak światła...jakimż było jej zdziwieniem kiedy odkryła że roślina wybuchła zielenią, że ma spodeczek zalany wodą, że ktoś pomimo wszystko o nią zadbał, i zrobiło jej się żal, poczuła wyrzuty sumienia tak bardzo że wzięła ją do domu, a potem kolejne wystawiane rośliny, porzucane, ona je poczęła hodować, dbać, rozmawiać, każdego traktować indywidualnie, poświęcając mu chwilę na pielęgnację, zaczęła tak bardzo wnikać w strukturę fotosyntezy, że życie jej stało się metafizyką, ona sama jakby odeszła w ostateczności w niebyt, puszczając korzenie. Jak łatwo zwariować, sfiksować, albo nafiksować się na coś, poświęcić temu czas, odejść od rzeczywistości, ot po prostu się pogubić. Powieść która ukazuje problem o którym się rzadko mówi, postacie które przekraczają wszelkie zasady, normy, systemy, fetysze które nas dziwią, wprawiają w poczucie obcości, nietolerancji, a przecież każdy z nas jest inny, a przez to wyjątkowy, niestandardowy, inaczej życie byłoby nudne, bez kolorów. Krótkie opowiadania wskazują na szereg problemów, czy to walki z nałogiem, wyobrażeniami nas samych, świata. Samosiejka jest jak chwast który się rozplenił i stworzył niby ułudę normalności, jest wnikaniem w głąb siebie, szukania odpowiedzi na nurtujące pytania o człowieczeństwo, cel, sens istnienia, drogi, kierunku. Książka która budzi kontrowersje, pokazuje ten porysowany realizm, nas nie koniecznie takimi jakimi się uważamy, z dystansem, z lekką narracją, przeskakując z tematu na temat, nie raz miałam ochotę rzucić książką o ścianę, a jednak posiada moc przyciągania, że wytrwałam do końca, co pozwoliło mi zrozumieć istotę przekazu. Bez analizowania, wchodzenia dogłębnego w tajniki umoralnień, stwierdzam że warto przyjrzeć się książce z bliska, poznać życie bohaterów którzy mierzyli się z wieloma problemami, dla nas być może błahymi, śmiesznymi a jednak dla tych ludzi zawsze to był kłopot, iluzja szczęśliwego człowieka, czy pogubienie się w domysłach? 

Komentarze