Kobieta z lawiny.


 ... dla przybywającego pod górę alpinisty, który tam nie był, ta góra jest w dalszym ciągu dziewicza. To jest tylko świadomość, że ktoś tu się wspinał. W tym wymiarze to jest nieskończoność. 

                                                                                   - Krzysztof Wielicki

Kiedy otrzymał telefon, wiedział że wieczór nie będzie należał do spokojnych, patrząc na stygnącą kolację, zwątpił że tego dnia ją skosztuje, nie miał pretensji, ot wybrał sobie pasję, która wybrała zawód, a ta skupiła na nim swą uwagę. Plany musiał odłożyć, ot poczekają, jak każde odłożone w czasie, coś było ważniejsze, pomimo wieku i zmęczenia, jak chłystek młody poderwał się na nogi i udał się do ratownictwa górskiego. Mógł narzekać, jak każda nawet najlepsza, najpiękniejsza pasja w pewnym momencie stawała się rutyną, monotonią, podchodziło się do niej ze stabilizacją, ze zwykłymi nawykami, przyzwyczajeniami, odwalało się robotę po łebkach. Ale nie Settembrini, który swoje życie przekuł w alpinizm z wyboru, z pasji, bo zawsze to COŚ go ciągło w góry, na skały, by zmęczyć mięśnie, ale nawet nie to było narkotykiem, którego szukał na szczytach,  to emocje, napięcie, adrenalina, głód który ssał go od środka powodując że to właśnie tam wspinając się łączył się z wolnością, z typowym bujaniem w obłokach, z ciszą która kuła uszy, z refleksją która graniczyła z melancholią. Ta przerodziła się w ratownictwo, gdzie spojrzenie na realizm wykonywanej pracy łączyło zawsze twierdzenie, iż można być ekspertem, ile się chce - wiele razy powtarzali przewodnicy na pogrzebach swoich kolegów - lecz kiedy jednak przecinasz zbocze, nigdy nie wiesz, co jest pod spodem. Zawsze to łączy ryzyko, tę niemoc wobec przyrody, natury, staje się rosyjską ruletką. Każdego dnia Nanni szedł do pracy niemal jak do kopalni, żegnając się z ludźmi dla nie go ważnymi, otaczał wzrokiem znane obiekty jakby były tymi ostatnimi, witając nowy dzień, trudną noc, warunki nie zawsze sprzyjające, biorąc się z bykiem za rogi, pokonywał trasę wspinając się na poszczególne skały, półki, brodząc w topniejącym śniegu, czy męcząc oczy w oślepiającym słońcu, zawsze szedł na przeciw trudnościom losu, na przekór wszystkiemu mając jeden cel: uratować czyjeś życie. Tym razem dwójka turystów, którzy wałęsali się po masywie Mont Blanc dostrzegła pewne nieprawidłowości nieopodal którędy przechodzili, to tam niemal koło nich zeszła lawina porywając kobietę. Tych dwoje przerażonych ludzi wezwało pogotowie górskie, a ci w raz z Settembrini wyruszyli na poszukiwania. Pogoda była w miarę umiarkowana, pies tropiący odnalazł ciało które ledwo uszło z życiem, lecz lina do której była przywiązana poszkodowana tylko z jednej strony była przywiązana, drugi koniec zionął pustką. Poszukiwania nie przyniosły efektów, a kobieta nieprzytomna trafiła do szpitala. Na tym historia dobiegłaby końca, wiadomo szpital przejął pacjentkę a Nanni wrócił w końcu do domu, na zimną kolację, która nie smakowała tak jak zakładał na początku, do zimnego, ciemnego mieszkania. Męczyła go historia bezimiennej kobiety którą przypadkiem tych dwoje uratowało życie, kim była, ale przede wszystkim z kim...Kolejne dni wypełnione były pracą, połączoną z pasją alpinizmu, lecz cała powieść zaczyna sie w tym oto momencie, kiedy kobieta budzi się ze śpiączki i okazuje się że ma duże problmy z pamięcią. Łącząc z siły z panią psychiatrą, próbują za wszelką cenę ustalić kim jest poszkodowana, nadając jej imię Lavinia. Łącząc w trakcie poszukiwań fakty, mgliste wątki odkrywają tożsamość która ujawnia całą prawdę o wyprawie. Mimo dociekań, zamysłów, wchodzenia w życie obcej osoby, zakładając jej buty i ogladając świat jej oczami, wiele dowiaduje się także o sobie, czy tylko bycie upartym jest dążeniem do celu, czy trzeba być zdeterminowanym by pokonywać własne słabości, bariery, ograniczenia? Udowadniać sobie własne wartości, być może jest to poświęcenie dla jakiejś idei, celu który uświęca środki. Nie tylko posiadanie pragnienia łączenia przyrody, dzikiej i nie ujarzmionej jakim są góry, natury która kieruje się własnymi prawami, ale wchodzenie w głąb siebie i szukania własnego ja, spokoju ducha, połączenia tej kruchości życia, ulotności, nad nim. Nanni wiedział że cała struktura jego nastawienia, humor, zła passa, może kosztować bardzo dużo i jego i turystę który pragnął poczuć zew wolności, zdobyć ten SWÓJ SZCZYT. Ci kochający góry uważają że ich przodkom przypadło w udziale przeznaczenie cierpienia i pokory: zostali przykuci do ziemi, którą przeklęli, i która mimo to była dla nich ostatnią pieszczotą. Czy można uznać alpinistwo za rodzaj uzależnienia? być może to ucieczka od starości, bojąc się przyznać że można żyć inaczej, odejść z godnością, by ulec obojętności. Jak zakończy się ta opowieść?

 Pięknie usłana w słowa opowieść które przenoszą nas nie tylko hen wysoko w nieznane oblicza gór, ale przede wszystkim pokazuję czym jest to największe poświęcenie, siebie wobec drugiego człowieka, czym jest miłość, nie ta nadmuchana, tandetna z nic nie wartymi słowami, lecz zamieniona w czyny, czym jest przyjaźń która ukazuje się w każdym geście, słowie, czynie, a czy przyjaźń to też nie forma miłości, tej bezinteresownej, akceptując drugiego człowieka z wszelkimi jego przywarami i zaletami, czy robiąc cokolwiek dla bliźniego nie jest to dowód na uczucia wyższe które stają się dowodem tego poświecenia. Zahaczamy o historię ludzkich losów, ich wyborów, ich niezłomności, ale i wad, kruchości i ucieczki która często w formie neurologicznej czy też psychologicznej nazywana jest terminem wyparcia, oszukiwania mózgu po to by uciec przed konsekwencjami, przed bólem, rozłąką...Wchodząc w ludzkie relacje odkrywamy także i przy okazji kulturę otaczających Mont Blanc wiosek, ich tradycje, zachwycimy się pięknem malowniczych pejzaży, poczujemy niesamowitą atmosferę klimatu gór, zasmakujemy lokalnych potraw, rozpuścimy na języku specjalny ser, rzadkość w tamtych stronach, podelektujemy się lampką wina i poczujemy czym jest spokój, harmonia. Spleciemy wszystkie ze sobą wątki, połączymy je w jedną całość i ujrzymy piękną historię miłosną która na szczęście wydarzyła się na prawdę. 


Jakże rzadko zdarza mi się czytać książki które nie są wyssanymi z palca historiami, unikam jak ognia wszelkich połączeń kryminalnych z domieszką alpinizmu, co w tej powieści zostało wytłumaczone jako najprawdopodobnie nie możliwym do wykonania, ale przecież jak i w życiu, cuda się zdarzają. Jedną którą udało mi się przeczytać była poświęcona ku pamięci ; Revol. Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat ; gdzie Elisa Beth opisała całą historię dotarcia prawie na szczyt z dramatycznym zakończeniem, tutaj mamy do czynienia raczej z suchymi faktami ratowników górskich, ich praca, poświęcenie, te chwile na podejmowanie ważnych decyzji, z odniesieniem do ich własnych interpretacji, spostrzeżeń co do rzeczywistości, świata, ludzi, uczuć. 

Enrico Camanni jest pierwszym autorem który przeniósł mnie w czasoprzestrzeń, dodał takich emocji jakich się raczej nie spodziewałam, wielkim zaskoczeniem jest język którym posługiwał się autor przenosząc mnie w różne miejsca, tłumacząc i przedstawiając okolice, obrazy, smaki, oczami wyobraźni byłam jego towarzyszką odnalezienia prawdy, piękną Martiną która budziła w nim zachwyt, ciekawość, pożądanie, a jednak wierny był nie tylko przysięgi ale kobiety która miała inne pasje, życie, czy Nanni wybrał dobrze? Być może czas pokaże. Z wielką melancholią i refleksją polecam Wam tę książkę.

Wydawnictwo: Kobiece.

Komentarze