Święty Wrocław.

 Nie wyobrażał sobie, co przyniesie przyszłość, chciał tylko, by Małgosia na niego czekała, skądkolwiek wróci - żeby jej dłonie ugasiły mu głowę, żeby mógł opowiedzieć, co śmiesznego go spotkało. Myślał też o miejscach, w których mieszkał, o długiej sali sypialnej w bidulu, o landszaftowym domku w Niemczech, pierwszym wynajętym pokoju, o mieszkaniu, które dostał, i nade wszystko rozumiał, że nigdy wcześniej nie był u siebie; dom to nie książki, nie ściany, nie płyty osiedla. Dom zawsze jest kobietą i ma cycki.


Jakże trudno było mi przejść obojętnie obok kolejnej powieści Łukasza Orbitowskiego, mając świadomość że po ostatniej powieści ; Chodź ze mną ; kolejna z powieści autora wywoła mnie niemal do tablicy. Bardzo sobie cenię kunszt, rzemiosło, styl pisarza, jego lekkość pióra, przekaz który daje do myślenia, a fabuła prowadzi krętymi ścieżkami, jego literatura obyczajowa jest niebanalna, nie stanowi prostoty, bo autor nie bawi się słowami ubierając je w piękne kwiatki, wali prosto z mostu czym zyskuje w oczach, za szczerość, za prawdę. Oryginalność stanowi nie sztampowość, niebanalność, jest dosadny, chwilami arogancki, gdzie przebija się sarkazm z ironią, zdrowe poczucie humoru, a  przy tym wyczuwasz męski tok myślenia, każda z powieści Orbitowskiego to strzał w dziesiątkę.  

; Święty Wrocław ; rzuca na osiedle z wielkiej płyty cień tajemnicy, który pewnego dnia zostaje przypadkiem odkryty. Okazuje się że pod tapetami, tynkami, podłogami, ściany kryją dziwna czarna, błyszcząca masa, która powoduje i fascynację w śród mieszkańców, pomieszana z ciekawością, zmieszana ze strachem i zdziwieniem. Cóż to takiego? Od nielicznej ilości społeczeństwa, okalającego osiedle, po pielgrzymki ściągające z całej Polski, od lęku, po wierzenia pogańskie, od kordonu policji, zamieszania jakie wywołało osiedle, po nietypowe zaginięcia młodych ludzi. Wierzono że osiedle przyciąga jak magnes, fascynuje, stwarza pozory spokoju, wciąga, a jednocześnie znajduje się tam dziwna siła, moc która sprawia że ludzie przepadają jak kamień w wodę, tracą zmysły, że są na straconej pozycji. Kiedy Małgosia spotyka przypadkiem dwie koleżanki, daje sie namówić na chwile zapomnienia, pije, bawi się, plotkuje, po czym udaje się na imprezę, na którą nigdy nie trafia, nigdy też nie wraca. Jej chłopak i ojciec postanawiają ja odszukać w ; Świętym Wrocławiu ; gdzie spotykają różnych ludzi o różnych poglądach, wierze, szukając dziewczyny uświadamiają sobie czym jest samotność, strach przed utratą ukochanej dziewczyny, córki, lęk że się już jej nie zobaczy, nie usłyszy. Czy Michałowi i Tomaszowi uda się odnaleźć Małgosię? Czy policji uda się uchronić społeczeństwo przed wtargnięciem na osiedle? Jak zakończy się ta z pozoru błaha historia - zapraszam do lektury. 

Spokojna, lekka, z nutą absurdów powieść, która zmieszana z fantastyką daje połączenie niby monotonnej fabuły, czuje się posmak nierealności, dojechanej fikcji, ale czy wszystko w życiu posiada słowa które są wytłumaczeniem, czy wszystko ma swój porządek, ustaloną normę, strukturę, i czy można przypisać faktom, to co uznajemy coś za wypaczonego, śmiesznego, wymyślonego, staje się realne i namacalne. W tej książce szczegół jaki wystąpił na osiedlu pod postacią niezidentyfikowanej masy która miała dla mnie odniesienie jako do społeczeństwa które jak za namową jednego barana, szło całe stado, wsiąkając w rozbiórki, w ciekawość, w dążenie do szukania własnego ja, odpowiedzi które stanowiły sens powieści, jak i ciekawych odpowiedzi na nie. Książka odrębna i inna od pozostałych które miałam okazję i sposobność przeczytać, ale także warta i godna by spędzić czas na lekturze. 

Komentarze