Dziunia.

''  Prezes tworzy potwory o gołębich sercach i nerwach pokrytych miodem. Tyle że nie daje im możliwości uśmiechnąć się do świata. I normalnych ludzi o sercach mrocznych jak samo piekło. I tak samo zimnych. Którzy mają piękny uśmiech i piękne słówka. Prawdziwe potwory wyglądają jak ludzie. '' 

                                        - Anna Maria Nowakowska.

; Dziunia ;

Anna Maria Nowakowska.

Wydawnictwo: WAB.

Literatura: Piękna.


W latach 1967. mogłoby się wydawać że stało się przy dopiero otwierających się drzwiach do różnego rodzaju nazewnictwa, w tym przypadku odnoszącego się tolerancji wobec inwalidztwa, osób chorych i upośledzonych, kiedy to wlepiały gały dzieci w taką na przykład  Dziunię, mieszkankę Zadupia, Szczezła, Warszawy, miasteczka małego, dużego, wsi, wiochy położonej tam gdzie psy szczekają odwrotnym alfabetem, gdzie wiara i pogaństwo było silniejsze by słuchać starej Pe, która swą mądrością szczyciła przychałupne ławeczki, która obserwując świat ( weźmy na to, otoczenie roztaczające się tuż za płotem ), świdrowała oczkami rzeczy, wznosząc oczy ku niebu, bo tam czaił się ten i litościwy, miłosierny, a zarazem sprawiedliwy na którego nie można było zwalić winy, bo każda rzecz na świecie taka już jest, albo wyjaśniona, albo nie. Dziunia miała pecha że przyszła na świat tak szybko, z zaskoczenia, zaskoczenia dla matki zbyt młodej, ojca który jako niedoszły artysta stał się doszłym weterynarzem, gdzie wszelkie żale i smutki topił w butelce wódki, będąc w posiadaniu najpierw sąsiadki, potem to jakoś poleciało że była ta i owa, matka bujająca gdzieś na pograniczu świadomości, a Dziunia dorastała jako wykolejeniec, jako inna i brzydsza wersja wszelkich chodzących nieszczęść rozumiejąc świat i patrząc na nie go własnymi oczami i bardzo inteligentnymi myślami które nie zawsze były przychylne jej samej, lecz inni obstalowali że mogą taką dziwną, brzydką, nie kochaną wykorzystać na wszelkie sposoby, że niby uczą, że próbują ją doświadczyć, a po prawdzie Dziunia żyjąca w tajemnicy i połączona z profesorem muzyki, nie tylko uczyła się gry na instrumencie ale i ten przysłużył się stary, obwisły cap by pokazać sztukę kochania, miłości wykorzystując dziewczynkę lat 11 do swoich zboczonych czynów. Komu miała się poskarżyć, skoro stare dziadzisko twierdziło że kocha, że szaleje, że robi właściwie bo ma szczęście że z nim a nie z innym. I tak Dziunia toczyła swoje życie zawsze gdzieś z boku, bita, poniewierana, dorastając z coraz większym przekonaniu o swoim mikrym położeniu. Kochała ją Bunia, Babunia i Dziadziuś, lecz któregoś dnia Dziunię na wychowanie wzięło Dziadostwo, niekochani dziadkowie u których stała się kopciuszkiem, za to zyskała chwilową sławę w śród szkolnej palestry, bo jedno trzeba przyznać Dziunia uczyła się znakomicie. Klasa jednak jak to w stadzie bywa, posiadała rzec jasna pewną cudowną księżniczkę, za którą chodziło stado łań, i paru pachołków ( w wersji jeleni, jeden renifer też się znalazł ), gdzie dla nich pisała wypracowania, nie chciała rzucać się na szkło, ale ci wyczuli że można ją wykorzystać, że skoro urodą grzeszy, że to strach przed taką stanąć a nie daj Boże usiąść w jednej klasie, jednak wyszli jej na przeciw udając wielkie zainteresowanie, nawet chwytali się jak tonący brzytwy słów o wielkim lubieniu, klepaniu po plecach, wyrażaniu pochlebnych pochwał, w imię dobrej oceny. Kiedy została zaproszona do jednej koleżanki, następna biła się o uwagę, dopiero z czasem Dziunia zrozumiała swoim kłapouchym mózgiem do czego to zmierza. Do katastrofy. Tym czasem dziewczyna przeżywała koszmar wigilii na której ojciec schlał się jak świnia, Babunia z zawałem trafia do szpitala, a jakie będą dalsze losy samotnej dziewczyny która miała dar w popadania w kłopoty?

Powieść przeznaczona dla młodzieży dla mnie była nad wyraz dojrzała, emocjonalna, odkrywająca strukturę wewnętrznych dylematów, relacji rodzinnych, koleżeńskich, dał wiele do zastanowienia kim jesteśmy w obliczu drugiego człowieka, zawsze narzędziem, przedmiotem? Pokazany brak zrozumienia dla osoby niepełnosprawnej dał przykład jak w czasach Gierka traktowano dzieci, jak im ubliżano, wyśmiewano, ale czy daleko odbiegliśmy od normy, empatia wyrażana w gestach, w słowach, w mimice jest najlepszym przykładem dzieci które pewne zachowania wynoszą z domu, są odzwierciedleniem rodzicielskich gestów, zachowaniem które dzisiaj uczy szkoła jak należy postępować wobec słabszych, chorych. Niby nic nie powinno nas dziwić ale...Dziunia jest powieścią która pod przykrywką zabawnych historii, perypetii skrywa samotność, brak moralnego wsparcia, akceptacji. Nie wyobrażam sobie tego uczucia odrzucenia z każdej ze stron, rodzica bo pojawiła się jako wpadka ( a kto tam w latach 70' zabezpieczał się tabletkami antykoncepcyjnymi ), bo dla innych była zawalidrogą, nie spełnionych marzeń, chorych ambicji, zrzucano na nią winę chociaż, czy była w istocie winna, tego że miała dar wpadania w kompleksy ( kto by nie miał ), myślę że ONA pokazała tak naprawdę swoją siłę, determinację, mimo wszystko parła do przodu, nie poddała się, nie znikła w otchłani całkowitego wycofania, depresji, żalu, ONA nie użalała się nad swoim losem a zawsze przychylnie i z wielką nadzieją, pozytywnie patrzyła na otaczający ją świat, a winę za ten cały syf ziemski ponosił Prezes, który był większy od Boga, ale i tak udowodnił że nie wiele mógł zdziałać. Sex w powieści może razić prostackim zachowaniem, bo sex powinno łączyć się z wyrazami miłości, wrażliwości, doznań, nie być bezczelnie odbierana, zachłannie tylko dla jednej osoby sprawiająca i czy aby na pewno przyjemność? Dziunia jest typowym przykładem dzieci molestowanych, tutaj doświadczymy czym jest zły dotyk, gwałt którego ładnie ubiera się w słowa, delikatne jak przekonanie dziewczynki że to dla jej dobra, że będzie doświadczona, że to jej się spodoba. Ile takich cioć spotka na swojej drodze, a przecież i my znamy z autopsji ich dobre rady, wiedzą wszystko, porównują, krytykują, plują jadem, o toksycznych ludziach nie wspomnę. Powieść wartościowa, bo z morałem, ale myślicie że ta powieść drąży skałę, smutkiem, współczuciem, wyrażająca same złe momenty, to jest historia przy której się ubawicie, a język jakim włada autorka jest powalający. Czyta to się tak płynnie, a śmiechu jest co nie miara. I co gorsza tą Dziunnością możesz się zarazić bardzo pozytywnie. Uczy i bawi, podchodź do niej z dystansem.




Komentarze