Dziunia na uniwersytetach.

'' - Wszyscy tkwimy od urodzenia aż po śmierć w niewoli obcych, narzuconych rytmów, kroków i ram. Większość z nas znajduje sposób, aby uwierzyć…

- Że brnąć pod górę w gromadzie żywych trupów, idziemy radośnie ku świetlanej przyszłości - dokończyła''.

; Dziunia na uniwersytetach.;

Anna Maria Nowakowska.

Wydawnictwo: WAB

Literatura: piękna.

Druga część kontynuacji losów ; Dziuni ; to nic innego jak paskudne pechy które uwzięły się na życiu dziewczyny, która w ; Dziuni na uniwersytetach ; wskazuje okrutny początek studiów, kiedy to wynajmując pokój u pani Róży zostaje zgwałcona i mało tego oskarżona o zachęcanie do tego ów wybryku, przez notabene synusia właścicielki, jak i w pierwszej części tak i tutaj pokazana jest strona dziuniowatości, takiej ośmielonej, nie paradnej, wycofanej a jednak walczącej o swoje miejsce i prawa na ziemi. Cały czas ciągnie się za nią ten patologiczny zasięg rodziny, te wytyki, brak autorytetów, wartości, ten prześlizg pomiędzy tym co dobre i niezbyt oczywiste, analiza zawsze drąży dziurę chcąc ukazać tok myślenia, postępowanie innych wobec jej naiwności, ją podporządkowaną, wystraszoną, nie akceptowaną, która mogła służyć jako rzecz i przedmiot co na jedno wychodzi. Wydaje mi się że autorka zrobiła z niej totalną ofiarę, obdarzyła ją we wszystko co najgorsze co by mogło człowieka spotkać, dokłada jej kolejne nie miłe wyzwania, tłucze po głowie melodramatyzmem. Powieść kieruję się torem jej życia policealnego, a jednak mam wrażenie że narratorka która opisuje jej życie lubi szukać, drążyć, grzebać, iść parę kroków naprzód, po to by się znowu cofnąć, czyta się trudniej, wolniej, wymaga skupienia, bardziej zatrąca o emocjonalne struny, bardziej buduje napięcie, przeżywaniu uczuć w których jest utopiona bohaterka, czuć wysiłek, to jak się plącze w wątkach, jak próbuje je poskładać. Opisuje losy jej i ludzi toksycznych, relacje chore, krytycyzm sytuacyjny, wlewa we mnie pokłady współczucia, bo czy jedna krzywda nie wystarczy by człowiek mógł skończyć ze sobą, a tutaj mamy pełen wachlarz, worek z którego się ulewa, wyśmiewanie, wytykanie, plucie jadem, szydzenie, gwałty, cielesne i umysłowe kary za to że mimo wszystko jest lepsza od reszty, ambitna, inteligentna, wspaniała, acz posiadająca pewne luki chorobowe, tylko dlatego każą jej puścić się z drzewa, poczuć czym jest odmieniec, o innych gustach, stylu ( bo nie mając wyboru, ubierała to co miała ), myśli. Co się stanie kiedy Babunia i Bunia ją zostawią, z przyczyn różnych, jak potoczy się życie, które kończy się każdym dniem dźwigając swój krzyż, krzyż wszystkich którzy oskarżają ją za wszelkie plagi, zło tego świata. Ten zły dotyk ma nakierować wkraczającą młodzież do świata w którym dziecko odrywa się od kiecki mamy, który zaczyna sam stąpać własnymi krokami po ziemi, dokonując własnych wyborów, pokonując wszelkie mury i bariery, który musi wybrać sam czego chcę od świata i ludzi, nie zawsze idzie drogą mu przeznaczoną, decydują inni za niego, niespełnione ambicje rodziców, rówieśnicy i chęć przynależności do jakiejś grupy społecznej. Dziunia jest rozmiętolona, zawsze miała pod górkę, świadoma tego że jest dzieckiem nie chcianym i co gorsza! nie kochanym, dźwiga na sobie ten bunt i ochotę by pokazać że ona im pokaże! udowodni, mało tego normalny człowiek poddałby się i popadł w depresję, samozagładę bo ile można coś, komuś udowadniać, tym bardziej że jest to nie doceniane i nie zauważane. Kto z nas nie lubi być klepanym po plecach, chwalonym, ale przeważnie zawsze tak jest, że o dobrych chwilach pamięta się mało, krótko, na dobre chwile i momenty, na dobry swój profil pracuje się latami, wystarczy chwila potknięcia by każdy o tamtym zapomniał, zakopał w głębokiej nie pamięci. U dziuni nie ma szans drugich, ona wyciąga naukę poprzez poparzenie się przez drugiego człowieka ( bo kto nie uczy najlepiej jak druga osoba, która mając na celu dobro dziuni, bawi się jej naiwnością i wykorzystuje do własnych celów. Zły dotyk wwierca się w serce, drenuje, cały czas nie daje zapomnieć swojemu bólowi, a jednak kochani takie osoby żyją i udawają że jest ok, ile takich osób mijamy codziennie na ulicach? Mimo wszelkich dramatów, chwil mrocznych, tych które szarpią moje pokłady cierpliwości, jest opowiadaniem lakonicznym, z poczuciem humoru, tej ironii pomieszanej z sarkazmem, taki subiektywne patrzenie z sentymentem na lata 80' i późniejsze, na długie kolejki za chlebem i papierem toaletowym po to by wyjść z butelką octu bo wszystkiego zabrakło, na kasety których taśmy nakręcało się na ołówek, i dzielenie się gumą Donald z historyjką Kaczora Donalda kupioną w Pewexie. Tamta fabuła może być uznana za dzisiejszą i realną, bo ilu z nas doświadczyło odrzucenia? 

Komentarze