Gołym okiem.

'' To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia. ''

      Jonathan Carroll


Początek lutego zapowiada się dość ciekawie, energetycznie, emocjonalnie, z wywołanymi wypiekami na twarzy brnę w literaturę nie tylko kryminalną, lecz odkrywam domieszkę ostrego thrillera która niemal wywraca moje wnętrzności do góry nogami, wpadam w tematy który mnie zdumiewają, porywają, sprawiają że czuję głębie przekazu, rysopis psychologiczny buduje ciśnienie, tak bardzo mną wstrząsa iż niejednokrotnie zastanawiam się, gdzie ja byłam że te powieści obeszły mnie smaczkiem. Jak dobrze że mnie obeszły, bo byłabym już dawno po literaturze, tak cieszę się że mam świadome i realne co najważniejsze podejście do fikcji. Oddzielenie jej służy do tego by ją porównać lub powołać wyobraźń do pracy, że to co zostało stworzone na użytek czytelnika, mogło spotkać się w teraźniejszości. Porwania, morderstwa, poszlaki, dochodzenie, jakże dobrze mi znane nazwy wszelkich spraw kryminalnych, a jednak z coraz większym podziwiam i strachem, obserwuję zabawę pisarza słowem. Coraz rzadziej spotykam się z kiczem ( trudno go upchnąć, ceny redakcyjne, wydawnicze przewyższają oczekiwania klientów ), powieść od pierwszej kartki po ostatnią ma wywołać emocje, ma porwać, zainteresować, oczywiście nie wszystkie są tak ekstremalnie dobre jak w opisie końcowym, chcąc zachęcić potencjalnego czytelnika, czasem go po prostu zwodzimy za nos, podtykanie co lepszych kąsków w postaci rekomendacji znanego autora po piórze, któremu nie zależy lub liczy na to że kiedyś tam zostanie mu spłacony dług za te słowa wyryte na pierwszej stronie jako zachwalanie pod niebiosa czegoś, za co tylko wyda się pieniądze, odda w czyjeś inne ręce w postaci prezentu, lub książka standardowo wyląduje na regale. Promocja rzeczą świętą, każdy gniot opakowany w piękny lakmusowy papierek da się upchnąć za wybitną cenę przewyższającą jakość. Ale ja mam szczęście, lub intuicję, lub kto woli  wolę walki buszując po półkach księgarskich, wydawniczych, lub podpatrując innych bookstagramerów, recenzentów, blogerów, którzy opiniują przeczytaną powieść. Fakt jest faktem że rzadko czytam recenzje innych osób, nie dlatego że zazwyczaj są pochlebne, przesłodzone, wystawiane oceny są spowodowane najczęściej zapodaną książką  ( darmową ), przez wydawnictwo, więc ten który wystawia ocenę daje najwyższe noty, żeby nie było, chcąc się wykazać dla wydawnictwa, mając za nic własne zdanie, a oceny często są karcące i niesprawiedliwe, lub wystawiane de facto bo trzeba coś kliknąć. Sama recenzja jak pisał o niej w swoim najnowszym spotifie Okoń w sieci,  są dalekie od rzetelnego opisu danego produktu, najśmieszniejsze dla mnie są dwa słowa, polecam bardzo, podobało mi się, książka nudna. Jeśli miałoby mnie to zachęcić do kupienia książki, to raczej daruję sobie, na podstawie takich opinii nie uwzględniam zakupu. Są osoby które potrafią opowiadać pięknie, sprzedają towar całą swoją posturą, gestykulacją, mimiką, wryte mają na twarzy wszelkie uczucia, oddzielają plewy od ziaren, z wysublimowanym językiem godnym erudyty stawiają na plusach i minusach, zachęcają do czytania, nie jest to wpychany chłam po to by niby polecić, a jednak...ale trzeba też wziąć pod uwagę że to co mi się podoba, nie trafia do gustu każdego, bo jak mawiał Sapkowski '' Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich. '' o gustach, zdaniach się nie dyskutuje. Czy zawiodła mnie literatura? Owszem, trafiałam na mało wybitne, ambitne, wrażliwe, wartościowe, lecz daleka jestem od napisania o niej że jest nudna, tendencyjna, mało wyrazista, średnia, nijaka. To czego ja oczekuję po książce, nie zawsze znajdzie zrozumienie w tym samym poglądzie drugiego człowieka, wystawianie złych opinii grozi tym że książka się nie obroni, jest nie tyle na cenzurowanym, co wystawiania na kolejne słowa które niosą kolejne, tworząc całość dochodzimy do wyśmiania, krytyki, hejtu. Być może do nie których powieści nie dorosłam, potrzeba czasu, większej przestrzeni by ją zrozumieć, dojrzeć do niej, lub brałam ją zbyt poważnie, doszukując się głębi, a ją po prostu należy przeczytać, bawić się, odpłynąć w nicość i spędzić dobrze czas. Wybór zawsze jest spontaniczny, co decyduje, okładka, przeważnie, autor? rzadko. Mam swoich ; ulubieńców ; którzy podbili moje serce swoją literaturą, gdzie zawsze z wielkim zainteresowaniem czytam ich twórczość, zawsze im kibicuję, polecam, patrzę na ich warsztat, którym operują, jak bawią się słowem, jak szukają własnej ścieżki literackiej, jak sprawia im radość komponowanie fikcji, łączenia jej z faktem, jak mam wrażenie że wpadam w coraz bardziej ciekawe historie. A każda z książek jest tak inna od całej poprzedniej reszty, iż zastanawiam się do jakiego momentu będą posiadali pomysły na nowe fabuły, postacie. Luty zaczął się także bardzo ciekawie, ubrany w nowe szaty psychologiczne, które mają na celu wywołać do tablicy emocje, uczucia różne, od pozytywnych, po kontrowersyjne, by można było zastanowić się, zatrzymać, podumać, a przede wszystkim ustawić się na poziomie bohatera, oczami wyobraźni dokonywać wyborów, powołać fantazję by móc podążać inną drogą. Szukam i wertuję nie tylko strony internetowe, ale w tym roku postawiłam na spontan, a jest on w szczególności wywodzący się z szukania czegoś nowego, mało znanego, bo z literatury zagranicznej jestem noga, to tak jakbym otoczyła się tylko tymi autorami których znam i wiem na co liczyć, a ja pragnę powiewu świeżości, nowych doznań, reakcji, napięć. Przecież jest tyle nie odkrytych autorów o których się nie pisze lub nie wiele poświęca się czasu. A obchodząc je bokiem, można pożałować. Stawiamy na tych zazwyczaj - autorów - wydawnictwa - które pojawiają się w premierach, nowościach, zostawiając za sobą przestrzeń dla tych którzy nie mają szans wybicia. Zaistnienie dzisiaj w świecie recenzentów jest także zagrożone, czuję się jak dinozaur, ten ostatni, który nieśmiało stąpa po grząskim gruncie, tych ; wyjadaczy ; którzy potrafią jak pisał Okoń w sieci, wymusić na wydawnictwach swoje ; prawa ; często używając do tego szantażu, jeśli nie otrzymam książkę opluję ją, a wszystko zauważcie kręci się wokół kasy. Przecież ja też czytając książkę, biorąc do ręki ten oto materiał, przedmiot, produkt, chcę by mi zapłacono, czytam więc ten czas mogłabym spożytkować na innej czynności, robię zdjęcia muszę zdobyć materiały, czyli komponenty które kosztują a potem zalegają w pudłach, recenzja która powstaje też zabiera mi chwilę, filmiki, czy cokolwiek co jest związane z promowaniem książki, słowa podziękowania skierowane do mojej osoby są ; słodkie ; budują, nastawiają pozytywnie, lecz tylko autor i wydawnictwo otrzymuje przeze mnie zrobioną darmową reklamę. Wariactwem w takiej sytuacji są autorzy którzy potrafią swoim paluszkiem wskazać błąd w interpunkcji, nie daj BOŻE w gramatyce! A czy nie ważne jest by mówili cokolwiek, byleby się niosło, sprzedało, a jego obecność trwała dłużej niż pięć minut? Można wiele wyliczać, dyskutować, dywagować i zachodzić w głowę, kto ma rację? Czy wydawnictwa które posiadają swoje wymogi względem recenzenta, czy recenzentem nazywa się osobę która cokolwiek powie o danej książce, a czy nie fajnie wziąć ją do ręki, okrasić się pledem, skosztować tego co tygryski lubią najbardziej i odpłynąć z lekturą, w świat często odległy, nie znany, poznać kulturę innych ludzi, tradycje, lub pobyć z nią sam na sam. Czy książka ma tylko uczyć, podnosić nam ciśnienie? Nie! Ma sprawić by ten czas był nasz, mamy się zresetować, uspokoić umysł, zrelaksować, ma to był dobrze spędzony czas. W dobie kiedy świat wydawniczy stał mi się bliski, literatura, gdzie oględnie tłumaczy się małą jakość czytelniczą, tutaj także znajdzie się przestrzeń i poczuje sie wydech rywalizacji, bo zdjęcia muszą przykuć uwagę, recenzja ma być stawiana na sztos, kombinacją słów, kluczem, chwalenie się wszystkim i niczym. Jakże staję się świadkiem także ludzkiego wypalenia, kiedy uświadamiam sobie że są osoby które powstają jak Feniks z popiołów, tworzą, pokazują, spamują, spojlerują, po to by uzyskać jak największą ilość fallowersów, zdobyć serduszek i lików od groma, jakże szybko znikają, poddają się, spalają. Chyba że kupują fallowersów, podbijają konto za cenę odpowiednią do zamierzonej i udają poważnych profilerów swoich kont. Moja droga to długa, pokrętna, moja marka dziś wypływa a ile było myśli - po co to robię? dla kogo, w jakim celu? Tylko i wyłącznie hobbystycznie, taki konik, zajawka, która stała się moją domeną rzeczywistości. 



Komentarze