Kawiarnia pełna marzeń.

 Kto z nas nie posiadał jednej myśli, jednego zwątpienia, czy to nasze życie nadaje nam największy sens, oprócz rodziny, przyjaciół, rzecz jasna, czy  praca sprawia nam satysfakcję, czy jest tylko egzystencją, nader wyuczoną, komfortem finansowym, dzięki któremu egzystujemy, czy podchodzimy do niej z pasją, czy stała się znojem, obowiązkiem, rutyną, a być może pochłonęła nas tak bardzo że wpadliśmy w pracoholizm, który przysłonił nam wszystko inne. Wyobrażacie sobie porzucić dziś, teraz, to co znane, wyhartowane, ugładzone, choć nie lubiane, wyobrażacie sobie za sprawą jednej decyzji która jak w przypadku bohaterki powieści autorstwa Agnieszki Lis ( Wydawnictwo: Skarpa Warszawska ), która w najmniej spodziewanym momencie, z buta! tak ot po prostu zwolniona z pracy, z korporacji która pomimo iż zabierała jej część życia i bliskim, spowodowała niemal załamanie. Cios poniżej pasa, starania, bycie dyspozycyjnym, zaangażowanym, niosącym najwyższe wyniki, nagle jak obuchem otrzymała wiadomość: Pani tu już nie pracuje. Pomimo wszystko, człowiek w tedy zdaje sobie sprawę że albo jest rocznikowo za stary, albo wykolejony - co na jedno wychodzi, kiedy czuje że stał się obciążeniem dla bliskich, ma poczucie beznadziei, bycia bez wartości, wpada na pomysł, a ten pod kopułą głowy tworzy obrazy, zarys planu B, marzenia które gdzieś tam na dnie duszy zalegało jak pod stertą jesiennych liści, zaczęło ulatywać w rzeczywistą kompozycję, z pasji do kawy, z miłości do smaku, aromatu, egzystencji nie wyśrubowanych doznań, wyłapywanych za pomocą smaku, bo kto z nas nie lubi budzić się z aromatem tej naszej ulubionej, choćby wiadra kawy które ma zbudować nowy dzień, pokonać przeszkody, ułatwić przetrwanie, kawa jest afrodyzjakiem, a jeszcze lepsza podana w kawiarni którą stworzyła Dagmara z pomocą teściowej Melanii, która posiadając restauracje Mokotowską Prowansję, bogata w doświadczenia, ludzi, biznes, pomaga kobiecie zrealizować i zmaterializować kawiarnię, we wszystko ingerując, dając złote rady, wymuszając, wtrącając się, ma się wrażenie ,że coś co miało być tylko i wyłącznie Dagmary, stało się po części wyobrażeniem teściowej. Pomimo pomocy, przysyłając najlepszego baristę, mam nieodpartą ochotę krzyknąć, wzburzona wywołana emocjami: - Daj jej spokój! W takiej sytuacji często zdarza się iż pomocna dłoń, jest tą ostatnią na którą ma się ochotę złapać, czy nie dlatego człowiek uczy się na błędach, by móc potem je naprawiać, na końcu mieć satysfakcję że mimo wszystko udało mi się samej wybrnąć z nieoczekiwanych sytuacji? Przyjaciółka Dagmary, Justyna która spodziewa się dziecka, w raz z rodziną zastaje dom po włamaniu. Zmuszona jest po porodzie zamieszkać na czas remontu u teściowej, która będąc także przyjaciółką Melanii, przybrała postawę swojej koleżanki dając we wszystkim złote sentencje, nakrapiane tym a co powinna, a czego nie robić przy dziecku, w życiu, oczywiście nie ma tu za grosz złośliwości, ot niczego nie świadoma Barbara prawie doprowadza do czarnej rozpaczy Justynę, która ma wszystkiego dość, tym bardziej że sąsiad Paweł, który postanowił być inspiracją, nie tylko w słowach  i domniemanych ; przecinkach ; stawiających je w zaskakujący sposób i nie kontrolowany, co gorsza, a śmieszne w odsłuchu, ale nader i przede wszystkim w czynach, zorganizował remoncik, który można by rzec, wymknął się z pod kontroli. Dlaczego?. Mimo napiętych by się mogło wydawać, relacji, rodzina stara się trzymać razem, wspierać, pomagać, a że coraz bliżej świąt Bożego Narodzenia, Dagmara postanawia wyprawić kolację wigilijną w Panamerze. Tam też pojawia się dwóch osobników, którzy wprawiają Dagmarę w stupor. Czego chcieli, na co musiała się przygotować? Całkiem niespodziewanie pojawia się dawno nie widziany przyjaciel Arkadiusza i Klemensa - Michał. Ten pierwszy meloman , kochający muzykę Bacha, sprzeczający się o wariacje Lang Langiem, gdzie Klemens jako koneser win i sommelier, posiadający piwniczkę boskiego trunku i udziałów we francuskiej winnicy, stoją jak opoka, ostoja w śród kobiet o niepochamowanym temperamencie, charyzmy i charakteru, zawsze potrafiący na czas koić wybuchy złości, paniki, są balastem na skołatane nerwy, uwielbiający swe połówki, skromni a jednak dystyngowani. Michał który pojawił się znienacka, ale czy aby na pewno, jest w stanie zmienić ich relacje? Czy wigilia i ten nie powtarzalny klimat świąteczny, pełen życzliwości, wzajemnego zrozumienia, wybaczania, posypany cynamonem i zapachem kawy, w tym wszystkim igraszki dzieci, aura która daje niepowtarzalny klimat, jedności, równości, więzi, bliskości i poczucia bezpieczeństwa. W taki dzień słowa mają moc, a dzień cudów nie ma końca. Tradycja która z pokolenia na pokolenia przechodzi owiana wspomnieniem, opowieścią i historią w tle, bo może być pięknie w śród cudownie przystrojonej choinki, z niezliczoną ilością prezentów, ale to tylko opakowanie moi drodzy, żadne święta nie będą posiadały mocy magii, jeśli przy wspólnym stole zabraknie tych najważniejszych osób. 

Pełna ciepła, wrażliwości, tak wspaniale opisana i z poczuciem humoru, by można by rzecz: groteska, powieść która nas zabierze w świat marzeń, odwagi, poczucia że wszystko jest możliwe, jeśli tylko będziemy mocno tego pragnąć, nie tylko się ziści, ale i zmaterializuje się, wystarczy tylko nagiąć pewne schematy, odejść od ram, komfortu i DZIAŁAĆ! Bo tak jak pisze autorka: '' Są dni, w których wszystko samo układa się pod rękoma, i takie, które trzeba dopiero oswoić '' Jakże było mi niezmiernie miło i ciepo, móc odejść na chwilę od rzeczywistości, zatopić się w lekturze, której płynąca narracja dała obrazy tejże klimatycznej kawiarni, przy której warto na chwilę się zatrzymać, dać upust fantazji właścicielki, która z serca i duszy przygotuje dla Was kawę o niepowtarzalnym smaku, która na domiar wszystkiego opowie Wam o niej, a Wy popijając łyk za łykiem, poczujecie delicje na czubku języka, będziecie się delektować nie tylko atmosferą jaką wywołuje zapach, ale i wnętrze, przytulne od którego nie ma się ochoty odejść, jest zakątkiem spokoju, ciszy, strefy relaksu. Taka chwila która sprawia że dzień nabiera koloru, tęczy, promieni słońca. Nie przesładzając, bardzo dobrze się ją czyta, ja nie mogłam się oderwać i już wiem że po powieści autorki będę sięgać, bo są odskocznią od codzienności, od pędu, od wszystkiego co ; teraz, zaraz, muszę ; jest chwilą tylko dla mnie, z filiżanką kawy. A Ty jaką preferujesz? 

Dziękuję bardzo autorce Agnieszce Lis, za wspaniały świąteczny prezent, za dedykacje, widokówkę, które przyznam się szczerze - kocham i zbieram :) za powieść recenzencką, którą przeczytałam z wypiekami na twarzy, za zaufanie. Dziękuję bardzo i liczę na kolejne Pani powieści. 

Dziękuję także wydawnictwu: Skarpa Warszawska za współpracę i zaufanie. 



Komentarze