Gambit

;Najbardziej niebezpiecznym miejscem na ziemi jest ludzki mózg;

Koniec wakacji chyli się ku końcowi. Czas wracać do szkolnych ławek, nie pozostaje mi nic innego jak krzyknąć: NARESZCIE! Chyba że zablokuje nas STRAJK. Usiądę i zapłaczę. Wyrodna matka cieszy się z uczniowskiego obowiązku. Nawet jedno słowo mi się na usta ciśnie, ba! całe zdanie :
- Jak ja się kurwa cieszę.
Wszystkie trybiki wskoczą w maszynę, przestaną szwankować, ziewać,nudzić się, a my skakać koło dnia jak co dzień by towarzystwu narobić zajęć tyle by wieczorem padały na twarz, glębę, byle gdzie. W tym roku zaszaleliśmy. Młody zaszalał, epilepsja, to nie wyrok, tyle ludzi ją posiada, z różnymi chorobami się borykają, nikomu ani słowa, bo jak nie LBGT to brak zrozumienia co na jedno według mnie wychodzi. Tolerancja po Polsku, niby każdy ją zdefiniuje, kojarzy, wie co z czym się je, ale jak przychodzi co do czego to nagle robią wielkie oczy jakby empatia ich przydusiła. I przytłacza. Indywidualny tok nauczania, osobna klasa, osobna pani, cisza, brak rozkojarzenia, skupienie się na tym co ważne, konieczne. Młody w ten sposób spędzi rok, gdzie z klasą spotykać się będzie na plastyce i religii. Wuef odpuszczony...zajęcia pozalekcyjne, nawet psychologiczno - pedagogiczne gdzie biegać będziemy tak też cały rok, wiązać każdy dzień próbując go ciut rozciągnąć i już czuję jak pot spływa nam po plecach. Można byłoby powiedzieć FUCK ! Dlaczego MY, ON taki malutki, a spotkało Takie nieszczęście. Nie rozczulam się. Ot, trza było tego byka za rogi złapać, udać się najpierw do neurologa na miejscu, gdyż pierwszy nasz kontakt z epilepsją to nie pierwszy kwietnia i prima aprilis! a rzeczywistość, miasto dziecięcego nie posiada jak wielu innych rzeczy. Ale to innym razem. Zanim dostaliśmy się do Konina, do tego ów fachowca od głowy, porobiliśmy badania i? WYSZŁO, jak szydło z worka. Za to w Koninie stwierdził powtórne badania i tak będziemy się włóczyć z braku innych zajęć. Nie ma że boli, to tamto, cóż choroba nie wybiera, jak my rodziny. Mały jak może daje nam popalić. Ma zróżnicowane humory, brak cierpliwości, pokory, dochodzi do tego brak wyobraźni przestrzennej, za to przed blokiem dzieciaki go uwielbiają, jest otwarty, pozytywny lecz daje tyle, że raz lepiej, raz gorzej. Ale nie poddajemy się, nie zwisamy rodzinie na szyi wyjąć w kołnierz. Jakby nigdy nic...tylko czasem mnie to wszystko wkurwia. Tak wkurwia, jak słucham innych ludzi, bliskich, dalekich, narzekających na wszystko. Na pracę - ale bez niej mieliby gorzej prawda? na ból dupy - a kogo dziś co nie boli? na to że drogo - zawsze było - ale jak dali 500+ to już socjalna porażka ale pierwsi do ściany płaczu. Na reformę, na brak reformy, na fundusze wszelkie, bo na co komu, na świat...już kiedyś w rozmowie jednej, na spotkaniu autorskim złapałam sie na tym że pani zaproszona w raz z walizką pełną książek mamrotała na innego pisarza. Przestałam ją czytać. Jak tak można! Jeśli nie lubisz, nie rozumiesz innego autora, pisarza to nie czytaj, nie siegaj po jego powieści, bo ktoś ciebie też oceni. Zresztą ile ludzi tyle opinii. Tyle samo ludzi ma przeciwników co zwolenników. Cóż...
Nieletnia za to DOROŚLEJE. Każdego dnia wydaje mi się że raz jest prawie pełnoletnia, raz jeszcze takie dziecko małe. Wyszła sobie po cichu z ósmej klasy żegnając stare a witając nowe. Branżówka, tak wiem jak to brzmi, kiedyś słynna Zeta. Ale jak to! przecież dobrze się uczyła, przecież miała wystarczającą średnią by poszła wyżej, technikum, liceum, dlaczego pozwoliłaś! COŚ Z CIEBIE ZA MATKA!  Puścić z torbami takie ambicje. Zobaczysz będziesz żałować, Zawodówka! toż to nie szkoła! Ale z drugiej strony jeśli bym zabroniła, zakazała, dała szlaban? istnieje jeszcze coś takiego? postawiła warunki? ile mieściłoby się prawd Korczaka odnośnie PRAW DZIECKA? jeśli miała - nie fanaberię - nie, fantazję - nie, iluzję - nie, zachciankę - ale czuła magię w palcach, widziała ikonę w nożyczkach, kiedy wszystkie szczotki ją słuchają, kiedy grzebie w tych kłakach aż do ; prawie ; pozbawienia ostatniego funta włosa, aż do ostatniego płatka łupieżu, wiem co było by potem. Potem, Kiedyś, Później. Pretensje że pragnęła, że to była jej pasja, marzenie mieć własny zakład fryzjerski, że mogła tyle osiągnąć, ale NIE! bo rodzicielskie ambicje i wstyd przed rodziną zatrzasnęły jej drzwi przed nosem, bo musiałaby się uchylić, poddać i nieść mój krzyż pozbawiony uniesionej głowy, pokory. To jej wybór powtarzam, jeśli nie wyjdzie, no cóż! to ONA poniesie porażkę, to ona zobaczy co znaczy być dorosłą, ponieść konsekwencje. Posiada takich Starych że wie że będą wspierać, pomagać, motywować. Nawet kiedy przyjdą złe dni. 
Ile moich kolegów po ; warszawce ; z pustymi słoikami wrócili po tych wyższych studiach i zapierdalają w raz ze mną za tę  ; miskę ryżu ;? ile jest takich co wyciągnęli ostatniego grosza od swoich wapniaków na utrzymanie się w mieście marzeń, na studia które miały być furtką ostateczną przed wielką karierą? Kto nie marzy, ten nie lata. Rzeczywistość zweryfikowała komu sypnęła większą ilością szczęścia do tego by dostać tę wymarzoną pracę w korpo, ten kto nie miał pleców ani wazeliny, wracał z podkulonym ogonem i brał co mu podsunięto. Za miskę ryżu. Dosłownie. Ja też marzyłam o tej gilotynie co nie będzie odcinała pustych łbów, ale będzie z kilku funkcji tworzenia książki. Zamknęli, prawie zakopali, Tyle z introligatorstwa. A dziś taki zawód jest jeszcze dostępny na rynku? A ten niestety się zwija jak koleje PKP. Niby pociągi nowe, z klimą, prestiż w porównaniu do kilka lat wstecz, ale mamy LATO! można stać na stacjach, w polu z godzinę! na głowę nie pada, można poczytać! i tacy się znajdą. Podpatrzyłam jak jadąc na wakacje i z...czytają. Kto podliczał statystykę czytelnictwa że wymiera jak dinozaury? I tak samo, miasto się rozwija, rynek pracy aż kipi od natłoku osób z zapotrzebowaniem. Czytam jedną gazetę miasteczkową i zachodzę w głowę - NAPRAWDĘ? nie ma bezrobocia? jest zapotrzebowanie? ale na co? gdzie? o czym ja nie wiem ? Posiadając kopalnie węgla brunatnego ; Adamów ; kto by pomyślał że zamkną elektrownię o tej samie nazwie, a teraz wszystko ledwo zipie...zakłady? za miskę ryżu...i ci po studiach tutaj wracają...szacun!  
No właśnie! co ja tu robię! ja się marnuję! przecież mam głowę pełną pomysłów i czuję napór ściany. Jak mnie ściska, jak mi flaki wypływają, jak robi się gorąco. Miasto umiera, zachwaszcza się coraz bardziej. Jaki to wstyd będzie przyjąć autorów książek, Chmielarz takie nazwisko, Małecki, Kuba i Robert, Żulczyk! Jodełka - a tutaj osty za pas! o fontannie nie wspomnę. Wiem że u Hindusów mają wielki problem z kanalizacją, ze wszelkie ścieki spływają do Gangesu, może się wybiły przez tę fontannę? 
A idą wybory! A pokazać się chcą, a na obiecywać! Ostatnio oglądałam mema:
- Jadźka, czego my jeszcze nie obiecaliśmy? 
Zamknęli PKS, nie dostaniesz się do Konina, o Kaliszu zapomnij, w ogóle to dupa! Ale KOLEJ obiecali! i LOTNISKO! szkoda że to ściernisko...nie ma kto miasta skosić z chwastów...o czym my gadamy! Byliśmy w Gdańsku, w Sopocie, byliśmy w Szymbarku, W Bornie Sulimowie, Szczecinek jakie piękne miasteczko! Czyściutkie, papierka nie uwidzisz! a tutaj?! wdepniesz i poharatasz nogę o butelkę stłuczoną, o czym to kurwa świadczy! że co my nie mamy gospodarza?!  że miasto jest sierotą? A tam?...gdyby wziąć przykład i każdy na swoim podwórku, osiedlu, melinie, ogarnął, byłoby spoko. A tak no cóż...miasto emerytów i rencistów. Czyli sobie ponarzekałam. Typowa Polka. Kobieta. Żona. Matka.   

Komentarze