Teczka...


"Kto nie wie skąd przychodzi i komu siebie zawdzięcza, ten nie odkryje też dokąd powinien iść."

                                             - Franz Kampfhaus

Tydzień wolnego od pracy, znacie to uczucie? prawie można porównać do trzepotu skrzydeł motyli ( endorfiny ), Pipin ( pomimo nieszczęśliwej miny ), Nieletnia ( również nie tryskała optymizmem ), nie byli wstanie wyprowadzić mnie z równowagi. A kto powiedział i jaki poradnik mądry ( ja ich nie czytam ), napisał że matka od momentu poczęcia, narodzin i już tak zawsze czyli  - aż dziatwa nie wyfrunie z gniazda, ma obowiązek zawsze się trząść myślą, uczynkiem i niewyobrażalne zaniedbaniem, czynem gardzącym wszelkie stosy prania które się reaktywują, które nie znikają z suszarek, nabierają mocy? nie ważne - są, nie znikną jak odwieczny bałagan, papierki które pomimo kiedy proszę, błagam, nakazuję by zostały uprzątnięte, zawsze słyszę ; Ale to nie moje ; więc wszelkie papiery po słodyczach ; Ale ja nie jem słodyczy ; są nieczystym zamiarem sąsiadów bo kogo? zawsze znajdzie się winny, ostatnio wszystko spada na Stefana, on buszuje i wyciąga wszelkie szpargały z pod regałów, foteli, Boże przecież ja dopiero sprzątałam w miejscach nie dostępnych dla oczu, znacie to uczucie? wszystko przez Pipina, a ten stoi wybałuszając oczy bo czy znajdzie się argument dla nastolatki która i tak wie lepiej? A żeby złapać dystans, powietrze, otchłań spokoju - wykorzystać tę cisza która aż dziwne - bije nie po oczach a uszach, zalegam pomimo tego że powinnam, tego że być może muszę, tego że obowiązkiem jak wspomniałam jest praca w pracy i praca w domu co powinno dawać satysfakcję obopólną, więc strajkuje, kto mi zabroni? niech się przyłączy, w radio leci muzyczka, spiker pociesza że to co widzę za oknem to nie wiosna, zima a jednak może coś źle usłyszałam, herbata z domieszką mięty, plus grube skarpety, pledzik, coś na ząb, owoc, ciasteczko, marchewka? i zapadam w fotel , koło mnie Luśka bo ta uwielbia nogi wyciągnąć, gdzieś nieopodal nas Stefan truta jak to kot, jest gitara. Rzadko serwowany miły akcent dnia, nie potrzeba mi wypadów w miasto na ciacho i kawę by poczuć się błogo ( kiedy ja byłam na kawie i ciachu? ), nie potrzeba mi spa ( chociaż? ), term ( czemu nie? ), a skoro mogę tak - korzystam z okazji bo  za nim dziatwa jak szarańcza wpadnie do domu, Pipin z entuzjazmem oświadczy że w przedszkolu było fajnie, zanim Nieletnia trzaśnie drzwiami i foch bo ten typ już tak ma że wszem i wobec musi zaznaczyć swoją odrębność gatunku - patrz i nie ruszaj, jest jak rottweiler który najpierw pokazuje zęby potem kąsa jak nietoperz bez zostawiania śladów. Co byś nie zapytała, nie chciała wiedzieć co na jedno wychodzi, zawsze albo wzruszenie ramion, ignorancja, jakieś tam ; ok ; rzucone w przestrzeń kosmiczną która jest odpowiedzią na wszystko byś nie chciała wiedzieć, i pomyśleć jak ja skakałam nad nią, jak nosek, dupkę wycierałam, jak łezki prawie zlizywałam bo to pierwsze upragnione dziecko, długo wyczekiwane, poświęciłam trzy lata będąc z nią by miała te najważniejsze lata o których w poradnikach piszą ( ja ich nie czytam ), że są nie zbędne dla rozwoju dziecka, że posiadanie minimum trzech lat mamy na wyciągniecie ręki jest podstawą do budowania więzi itede, itepe. W ostateczności to nie ona jako dziecko miała problemy z odcięciem pępowiny ze mną, to mnie było słabo że ; coś ; się zmieniło, namacalnie nastąpił koniec  ( dla mnie oczywiście ), długich wieczorów gdzie czytałam bajeczki ( praca ), zastąpiła mnie każda osoba która w tedy była pod ręką, od pani w przedszkolu, babcie, dziadka i sąsiadki, jakby nie zauważyła moich wewnętrznych rozważań, kłopotów, dylematów że przecież nikt inny nie wytrze i nie podetrze ani noska, dupki, nikt nie nakarmi, nie pobawi jak - ja! zastąpili mnie szybko, a ja z podwiniętym nochalem, zaliczyłam lekcję życia, nauczyłam się że dziecko powołane na świat nie jest moją własnością jak pisze Korczak w ; Prawach dziecka ; tylko co innego nabazgrać, co innego dostosować w praktyce. Z Pipnem było wszystko na odwrót i z górki, już nie skakałam że z noska leci, to poleci, że ryczy i szybciutko na rączki bo będzie nieszczęśliwe, poleży poryczy, natleni się, że osrany odparzy dupkę i o rety!  parę krost też mi afera, wróciłam do pracy gdy miał półtora roku i tutaj nasłuchałam się że a) za szybko b) za długo zwlekałam a ja czułam że to już czas na mnie, czas kiedy poczęłam się deformować i uwsteczniać. Szłam na plac zabaw a tam te same mamy, kobiety i my wszystkie jakbyśmy weszły w to samo gówno, kaszki, sraczki, ząbki, kolki, a promocja w Biedronce, a to takie pampery a to taka firma, ta zła, tamta lepsza...świat stanął, alfabet mi padł, zdanie sklecone naprędce bez zastosowana rozwinięcia tezy. Jakże się cieszę z pracy, jak dziś z urlopu. Dziś Ci pyskuje, stawia się okoniem, buduje mury, mosty, mówi językiem magów, uczysz się życia z dzieckiem z nadwrażliwością na słowa, mimikę, gesty, nigdy nie wiesz kiedy za chwile coś jebnie z przytupem a ty codziennie patrzysz na swoje odbicie w lustrze i widzisz te zmarszczki, siwe włosy, jak to przeżyli moi - nasi rodzice?...Więc bezceremonialnie, bo należy mi się jak psu buda, jak kotu ryba, jak pająkowi mucha, chwila relaksu. Bez wyrzutów sumienia zasiadłam więc w fotelu, odłożyłam wszystko ważne na potem, do ręki wzięłam powieść Mirosławy Karety ; Teczka ; opowiadającej o rodzinie której wszystko jest pod znakiem zapytania, odsłania rodzinną tajemnice powojennej szarugi gdzie syn dowiaduje się kim był jego ojczym. Poza tym matka z córką w ciąży, kłopoty młodszych dzieci, to co przynosi życie,pełna fabuły, lekkiej narracji, z humorem i przytupem, szybka i zwrotna akcja , coś dla kobiet i mężczyzn którzy lubią odkrywać wszelkie to co kryje Ale...polecam Wam serdecznie. Renia. 

Komentarze